… czyli przepraszam czy tu wieje wiatr ?
Kalendarzowa jesień już trwa od kilku dobrych dni. W sumie mamy z Bożenką wolny więc weekend trzeba by go zagospodarować, wpadamy na pomysł wypadu do Słowacji, blisko i covidowo w miarę stabilnie. Kolega mnie straszy, że tam od 1 października ustanowiono stan wyjątkowy, sprawdzam strony MSZ, nic specjalnego się nie dzieje więc jedziemy. Dla własnego bezpieczeństwa pociągiem i autobusem, zawsze później łatwiej się wynieść jakby coś.
Po pracy w samochodzie zmieniamy buty, zakładamy plecaki (przygotowane już dzień wcześniej) i ruszamy na dworzec PKP aby po dwóch godzinach znaleźć się w Zwardoniu, gdzie zamierzamy przekroczyć pieszo granicę i z przystanku Skalite Kozak dojechać do miejscowości Cadca. Po przekroczeniu granicy pytamy miejscowych jak u nich z covidem, a no tak jak w Polsce mówią, więc pierwsze strachy na lachy przeszły bokiem. Używamy świetnej słowackiej aplikacji Ubian, gdzie bez żadnego problemu dowiadujemy się, iż autobus do Cadcy jedzie o 16:40 . Nasz transport zjawia się jakieś 10 minut przed czasem, kupujemy bilety i czekamy na odjazd. Autobus ruszył i bez większych problemów po ok. 40 minutach jesteśmy w Cadcy, stamtąd mamy bezpośredni pociąg do Zyliny, gdzie zostajemy na noc.
Z hotelem mieliśmy pewne perypetie, ale Słowacy to spoko ludzie i szybki znalazł się dla nas inny hotel, za mniejsze pieniądze i blisko supermarketu, a do stacji kolejowej też jakoś specjalnie daleko nie było, ogólnie miejscówka na plus jak chce się przeczekać noc 🙂
Wstajemy jakoś tak około 5 rano i ruszamy na stację kolejową, aby zdążyć na pociąg do miejscowości Nezbudská Lúčka odjeżdżający o 6:25, pociąg jest o czasie i za jakieś 12 minut jesteśmy u celu. Trasę mamy rozplanowaną na dwa dni z tym, że pogoda może być różna, więc bierzemy pod uwagę też wariant jednodniowy. Dzisiejszy cel to zdobyć Mały Krywań, Wielki Krywań i dojść do Schroniska „Chata pod Chlebom”, gdzie wcześniej drogą mailową zarezerwowaliśmy sobie miejsce. Kontakt ze schroniskiem rewelacja, na stronie wypełniłem formularz i za bodajże godzinkę dostałem odpowiedź, że dwa miejsca czekają na nas 🙂
Początkowo trasa biegnie asfaltową drogą wzdłuż rzeki Wag, w oddali na jej drugim brzegu widać Zamek Strečno, który zostawiamy sobie na powrót. Szlak biegnie pod wiaduktami kolejowymi a następnie szeroką szutrową drogą. Skręcamy do Parku Narodowego Małej Fatry, trasa odbija od rzeki, ale w pobliżu jest fajne miejsce piknikowe więc czas na śniadanie. Do posiłku przysiadł się też konik polny 🙂
Najedzeni ruszamy dalej, bo przed nami po krótkiej wspinaczce w górę ruiny Starego Zamku. Miejsce bardzo widokowe, spędzamy tam trochę czasu, aż do momentu przyjazdu ekipy remontowej 🙂 Dobra, ruszamy dalej, naszym celem jest schronisko „Chata pod Suchym”.
Początkowo trasa pnie się dość stromo w górę, podziwiamy wąską wstążkę rzeki Wag w dole i powoli wiatr zaczyna nas niepokoić, nie wieje może mocno, ale takie porywy nie wróżą nic dobrego. Trasa dalej pnie się w górę ale już nie tak mocno nachylona, wychodzimy na polanę, gdzie przed nami stoi budynek schroniska, a w środku pyszny kapuśniak i kawusia 🙂 Do tego podany w metalowych garnkach 🙂 mniam 🙂
Wszystko co dobre szybko się kończy, więc ruszamy dalej, tym razem ostro pod górę po stoku narciarskim do przełęczy pod Suchym, tu zastanawiamy się czy idziemy przez Suchy czy jednak omijamy ten szczyt i idziemy skrótem, omijając też inny szczyt Biele Skaly. Nie jesteśmy specjalnie zmęczeni, więc ruszamy na Suchy, gdzie wiatr już dość ostro wieje, a na zboczu stoi bardzo dużo suchych drzew co może się dla nas źle skończyć w przypadku chęci zmiany pozycji któregoś z nich na horyzontalną 🙂 Tempo jest mocne, czasem przebiegniemy bacznie obserwując czy coś przypadkiem nie chce na nas spaść, do tego ten nie przyjemny odgłos trzeszczenia, ale jako tako wyskakujemy na poziom kosodrzewiny i jesteśmy na szczycie. Tu niespodzianka, Słowacy sobie na niego wbiegają od innej strony, powiem tyle jest to lekko mówiąc hardcorowe, ale jak ktoś lubi 🙂 Góra ma 1468 m npm a gdy docieramy na szczyt wieje już niemiłosiernie 🙂
Ruszamy teraz nazwijmy to granią do Bielych Skal, trasa widokowa miejscami chowamy się za kosodrzewiną i skałami, co daje nam trochę wytchnienia od upierdliwych podmuchów 🙂 Na Biele Skaly jest trochę wspinaczki co dodaje smaczku na szlaku, bardzo się cieszymy, że akurat wybraliśmy ten wariant trasy, bo mimo wiatru jest super. Przed nami też rozpościera się panorama z Małym Krywaniem w tle 🙂 Zdobywamy Biele Skaly 1448 m npm i ruszamy w kierunku Stratenec 1513 m npm,
wiatr mocno się wzmaga, ale jeszcze jako tako da się przejść, zaliczamy jeszcze szczyt Priehyb 1462 m npm i zasuwamy połoniną w kierunku Małego Krywania, ale tu kończą się żarty. Wiatr daje nam się ostro we znaki i prosty odcinek 1,5 km idziemy bardzo długo, wiatr nami zamiata ostro, szczególnie Bożenką.
Nie jest to może sytuacja ze Szkocji, gdzie podmuch wiatru podniósł mnie do góry, ale niewiele do tego brakuje. Grupa przed nami skraca sobie trasę idąc takim niewielkim wąwozem, który chroni może trochę od wiatru, ale patrząc na tempo ich marszu i stopień nachylenia, to jednak tamta trasa to bardziej Pyrusowe zwycięstwo. My idziemy standardowo, na ostatnim odcinku na sam szczyt zakrywa nas zbocze, więc idzie się w miarę spokojnie ale na samym szczycie Bożenka do zdjęcia musi trzymać się słupa geodezyjnego 😛 Chowamy się za skały i chwilę odpoczywamy zjadając jakieś batony, aby nabrać energii na Wielki Krywań. Czas nam się trochę wydłużył więc wysyłam do schroniska smsa, iż będziemy po 18:00 i potwierdzamy rezerwację.
Odpoczęliśmy ruszamy dalej, wiatr jakby trochę osłabł, przed nami droga na Pekelnik 1609 m npm i później już ostatnia prosta na Wielki Krywań, trasa idzie nam dość sprawnie, na Pekelniku Słowacy częstują nas wódką więc jest wesoło. Słońce chyli się powoli ku zachodowi więc zasuwamy na Wielki Krywań 1709 m npm i podziwiamy morze chmur przetaczające się przez szczyty. Został ostatni odcinek do „Chaty pod Chlebom”, samą końcówkę już przechodzimy z latarkami na głowach.
Schronisko rewelacja raczymy się miejscowym jedzeniem i piwkiem, nocleg mamy na poddaszu schroniska a w głównej sali zabawa jak się patrzyć, jest gitara i śpiewy do północy, my padnięci udajemy się na spoczynek około 22:00 korzystając jeszcze z prysznica na żetony z powiedzmy to wodą ciepłą inaczej 🙂 ale po ponad 20 km trasy średnio chciałbym iść spać bez kąpieli. Plany na dzień następny trochę nam się zmieniają bo zaczyna padać, więc modyfikujemy trasę, sama decyzja o zmianie będzie podjęta dopiero rano, ale wstępnie uznaliśmy, że jednak je zmieniamy. Rozkładamy się na materacach na poddaszu i szybko zapadamy w sen 🙂 w nocy słychać jak odbijają się krople deszczu o dach i od czasu do czasu poddasze rozświetla błysk piorun. My mamy sucho, ciepło i bezpiecznie 🙂
Rano zajadamy się słowackim śniadaniem, na zewnątrz nieciekawie, schronisko w chmurach, decyzja podjęta, schodzimy do miejscowości Sutovo, gdzie już na stacji kolejowej Sutovo-Ratkovo mamy pociąg do Nezbudská Lúčka. Schodząc rezerwuje nocleg. Na następny dzień mamy zamiar odwiedzić zamek górujący nad tą miejscowością. Trasa w dół bardzo przyjemna obfitująca w świetne widoki, bo z czasem zaczyna się rozpogadzać, a najważniejsze … nie wieje 🙂 ale to z racji niższej wysokości, bo wyżej z tego co patrzę na wiadomości pogodowe, jest nieciekawie.
Stacja kolejowa jest bardzo interesująca, bo sam budynek dworca jest opuszczony, tory są przy samym zbiorniku wodnym „vodná nádrž Krpeľany”, a co najlepsze na peronie wędkarze mają rozstawione namioty i w najlepsze wędkują 🙂 Pociąg mamy z tego co pamiętam jakoś po godzinie 14:00, na dworcu jesteśmy przed czasem i z dużym uśmiechem obserwujemy wędkarzy 🙂 Nadchodzi czas przyjazdu pociągu, ale nic nie wskazuje na to, że coś ma przyjechać. Znowu ratują nas aplikacje w komórce tym razem czeska apka „Muj vlak”, gdzie od razu mogę znaleźć nasz pociąg i informację o jego opóźnieniu, kamień spada mi z serca bo nasz „vlak” ma 20 minut opóźnienia 🙂 Nic, wracamy do obserwacji wędkarzy 🙂 i jak to bywa na rybach, akcja jest dość wartka 😛 Pociąg przyjeżdża, nie ma problemu z zakupem biletu u kierowniczki pociągu, za niecałe półgodziny jesteśmy w Nezbudská Lúčka, do tego w ramach atrakcji przejeżdżamy przez długi tunel przed tą miejscowością 🙂
Nocleg mamy po drugiej stronie rzeki Wag. Przejścia są dwa albo prom, albo długa kładka pieszo/rowerowa, wybieramy kładkę bo bliżej. Do tego po drodze mijamy „Hospode” trzeba napić się kawy 🙂 Dostajemy ją w takich oldschoolowych szklankach, siadamy w wiacie przy samej rzece i delektujemy się widokami, jest cudnie 🙂 Oddajemy szklanki i ruszamy do „Privat SIMBA” tak nazywa się nasz apartament, w którym mamy spać.
Co mogę powiedzieć ? Dostaliśmy w cenie 32 ojro kompletne trzy pokojowe wielkie mieszkanie, czad 🙂 Znajdujemy kanał tv z muzyką, przygotowujemy heheh Bożenka przygotowuje kolacje 🙂 a ja planuje jutrzejszy dzień. W pobliżu mamy ciekawie wyglądający pomnik Partyzantów Francuskich walczących w tym rejonie podczas słowackiego powstania narodowego w 1944 roku i clue programu Zamek nad rzeką Wag 🙂 Najedzeni idziemy spać, zabawa z wiatrem trochę dała nam się we znaki 🙂 Rano jest problem, bo oprócz kawy, nie mamy nic do jedzenia 🙂 No cóż może coś się trafi, ale wiadomo covid i może być różnie, najpierw ruszamy w kierunku pomnika Partyzantów Francuskich, fajne miejsce ulokowane na wzgórzu, świetny widok na miejscowość i pobliski zamek a z drugiej strony … na hale jakiegoś multispedytora 😛 Relaksujemy się widokami, a w brzuchu burczy coraz bardziej 🙂 Nic ruszamy dalej, może jakiś sklep albo coś, ale jest niedziela więc zamknięte 🙂 Powoli idziemy w kierunku Zamku. Owszem są jakieś knajpy ale jest niedziela i covid 🙂 więc nie zostaje nam nic innego tylko wspinamy się po schodach i idziemy zwiedzać Zamek. Bilet wstępu 6 euro, o historii nie będę się rozpisywał, bo każdy może sobie ją przeczytać na Wikipedii. Sam mogę powiedzieć, że Zamek jest w świetnym stanie, a widoki z niego są rewelacyjnie, trochę czasu spędzamy klucząc po komnatach, wieżach etc. brakuje tylko podziemi z prawdziwego zdarzenia , chociaż trasa zwiedzania zaczyna się od zejścia ciut niżej 🙂 Czas szybko mija trzeba powoli wracać do Polski, nic, ruszamy w dół po drodze racząc się rogalikiem „SevenDays” i kawą z automatu 🙂 ale już za chwilę przy kładce odkrywamy, iż jest otwarta restauracja w Penzión Irenka do tego lokal jest pełny „lokalesów”, danie dnia 5 ojro plus piwerko, dostajemy pyszną zupkę grzybową, na drugie danie smażony syr do tego jeszcze ciacho 🙂 rewelacja, najedzeni idziemy na stacje kolejową, aby dojechać do Zyliny, a później bezpośrednio pociągiem do Zwardonia, a ze Zwardonia do domku 🙂 I tak kończy się nasza weekendowa Słowacka przygoda 🙂
Podsumowanie:
Transport:
Apki jakie używam pod Androidem Ubian i Muj Vlak
Koleje Śląskie – Pszczyna – Zwardoń – Pszczyna
Autobus – Skalite Kozak – Cadca
Pociągi Słowackie:
Cadca – Zylina ; Zylina – Nezbudská Lúčka; Sutovo-Ratkovo – Nezbudská Lúčka; Nezbudská Lúčka – Zylina; Zylina – Zwardoń
Noclegi:
Hotel Tavros – 30 euro za pokój dwuosobowy
Chata pod Chlebom – 12 euro od osoby na poddaszu z własnym śpiworem
Privát SIMBA – 32 euro za cały apartament