... czyli podróże małe i duże ...

Naddniestrze, Tyraspol 2021

… czyli państwo, którego nie ma

Tyraspol

 

Ciągnie nas do byłych republik Związku Radzieckiego, mają taki niepowtarzalny klimat. Przy okazji, gdy odwiedziliśmy Mołdawię, postanowiliśmy zobaczyć też Naddniestrzańską Republikę Mołdawską. Państwo uznawane tak naprawdę tylko przez dwa kraje, które też nie do końca są honorowane na światowej arenie, czyli Abchazję i Osetię Południowa. Naczytaliśmy i nasłuchaliśmy się dużo historii o przejeździe przez granicę, problemach z przepustką, pogranicznikami i ogólną niechęcią do zagranicznych turystów, pełni obawy ruszamy na główny dworzec autobusowy w Kiszyniowie (stolicy Mołdawii), skąd po krótkiej chwili trafiamy na busik (marszrutka) do Tyraspolu, czyli stolicy Naddniestrza. Trasa to około 80 kilometrów, którą mniej więcej pokonuje się w niecałe dwie godziny, z czego lwią cześć zabiera wyjazd z Kiszyniowa, cena za dwa bilety to niecałe 100 lei mołdawskich. Bilet kupił nam kierowca w kasie, obok nazwijmy to stanowiska, gdzie odjeżdżają autobusy w kierunku Tyraspola. Cena jest wypisana na okienku, busy kursują dość często i nie ma z nimi żadnego problemu. Ruszamy o równej 10:00, gdy marszrutka zapełniła się pasażerami. Po drodze ktoś wysiada, ktoś wsiada, ot zwykła autobusowa trasa, i tak jakieś 75 % pokonujemy podziwiając pagórkowate krajobrazy Mołdawii. Dojeżdżamy do granicy. Na starcie mijamy patrol mołdawskiej policji, która nie zwraca na nas szczególnej uwagi, kawałek dalej nagle wszyscy zakładają maseczki, bo za chwilę wchodzi Naddniestrzański pogranicznik, który każe nam wyjść z busa i wejść do budynku celem uzyskania przepustki. Pełni obawy wchodzimy do środka, a tam młody chłopak w mundurze zwraca się do nas po angielsku, prosi o paszporty, pyta na ile dni. Zamierzamy być dwa, ale na wyrost mówię trzy, po 5 minutach dostajemy przepustki na półtorej miesiąca i to jest wszystko. Wsiadamy do busika i kierujemy się do Tyraspola. Strach ma wielkie oczy, jak zwykle, pogranicznicy nas lubią i wszystko przebiega jak należy 🙂 Trasa do stolicy przebiega przez drugie co do wielkości miasto Naddniestrza, Bandery, do którego można dojechać trolejbusem z Tyraspola, mamy taki zamysł tam pojechać, ale czy to się to uda? Tjuż tak nie do końca. Busik dojeżdża pod dworzec i wysiadamy, teraz trzeba wymienić euro na ruble naddniestrzańskie. Na start wymieniamy jakąś symboliczną kwotę, kurs jest bardzo zbliżony do leja mołdawskiego, ot chyba rubel ciut droższy ale nieznacznie. Kantory są wszędzie a kurs między nimi różni się niewiele. DHotelu Elektromasz mamy trochę drogi, jakieś 2 km od dworca. Zahaczamy o remontowaną cerkiew, gdzie miejscowy Pop zaprasza nas do środka, możemy tutaj podziwiać przeniesiony i udostępniony wiernym ikonostas, dowiadujemy się też, że część pracowników remontujących cerkiew pracowała już w Polsce i jako tako dają sobie radę z naszym językiem. Trzeba przyznać, że jeśli zna się rosyjski to cała Mołdawia i rejon Naddniestrza nie jest problemem do dogadania, ale polski nie jest też przeszkodą. Mamy trochę problemów z trafieniem do hotelu, ale zaczepiona na ulicy kobieta od razu wyjaśnia nam gdzie i co , po drodze trafiamy jeszcze na jednostkę wojskową, gdzie bez problemów zrobiłem sobie zdjęcie ich znakiem rozpoznawczym znajdującym się przy bramie wejściowej.

Hotel w stylu naszego hotelu robotniczego, udało się zapłacić w euro, po powiedzmy średnim kursie. Parę centów nie robi różnicy, za to dostaliśmy w sumie dwa pokoje i łazienkę na wyłączność, plus mamy do dyspozycji kuchnię, jest ok, czysto i schludnie, Pani na recepcji bardzo sympatyczna. Szybkie rozpakowanie i ruszamy w miasto, bo tak naprawdę mamy tylko jeden dzień na Tyraspol. Przechodzimy przez wielkie targowisko, gdzie raczymy się jagodami, dalej wchodzimy w bardzo przyjemny park (trudno to nazywać parkiem, gdyż więcej tam betonu niż drzew, ale ma to swój urok) Екатерининский парк, gdzie znajduje się pomnik Aleksandra Suworowa, założyciela Tyraspolu, który niezbyt przyjazny był dla nas Polaków, więcej na ten temat w Wikipedii. Sam pomnik bardzo imponujący, rosyjski generał na koniu, pomnik powstał w 1979 roku i ma 9 metrów wysokości, prezentuje się bardzo okazale, do tego pod pomnikiem trafiamy na fajną kolorystyczną kompozycję nawiązującą do 31 lecia powstania Naddniestrza. Dalej już wchodzimy na główną ulicę stolicy, czyli ulicę 25 października.

Po drugiej stronie mamy następny Park De Wollant Park z monumentem Katarzyny II, przylegający do rzeki Dniestr, to zostawiamy sobie na później, bo ruszamy w kierunku Pomnika Chwały Wojennej, gdzie płonie Wieczny Ogień , upamiętniający ofiary konfliktów, charakterystyczny też jest czołg T-34, my ruszamy dalej aby obejrzeć pomnik towarzysza Lenina, znajdujący się przed budynkiem wyglądającym jak urząd miasta. Cyknąłem jeszcze fotkę tego urzędu ale ochroniarz dał mi do zrozumienia bym więcej tego nie robił.

Trochę zgłodnieliśmy więc idziemy do pobliskiej knajpki Терраса Кафе, gdzie raczymy się miejscowym jedzeniem i piwerkiem. Najedzeni ruszamy dalej, po drodze trafiamy jeszcze na knajpkę z pysznymi goframi, gdzie zdajemy sobie sprawę, że część rachunku zapłaciliśmy w mołdawskich lejach, a nie w rublach nadniestrzańskich, szybko zasuwamy z powrotem do kafejki, gdzie zdziwionej dziewczynie zamieniamy pieniądze, nie spodziewała się, że wrócimy 🙂

Czas szybko ucieka, więc ruszamy, zobaczyć Pomnik Lotników, z tym, że tam nie trafiamy, bo pomyliłem trolejbusy i zajechaliśmy pod inny park, ale tez było spoko, do tego, zobaczyliśmy popiersie towarzysza Lenina przez Domem Sowietów, kupiliśmy magnesy i flagę z dawnymi republikami Związku Radzieckiego.

Ruszamy dalej tym razem do Parku De Wollant i nad Dniestr, gdzie obserwujemy wodną przeprawę rzecznym promem, a spacerując brzegiem przypominam sobie, że gdzieś wyczytałem o rejsach po rzece statkiem, a raczej przypomnienie wymusiła na mnie dość głośna muzyka w oddali, plus nadawany komunikat o takowym 🙂 Wchodzimy na statek, 30 rubli od osoby i jesteśmy na pokładzie, gra jakieś rosyjskojęzyczne Modern Talking. Za 15 minut wypływamy. Na statek można wziąć swój alkohol, jak i zakupić go na dolnym pokładzie, Bożenka z racji tego, iż jest bardziej rosyjsko języczna ode mnie, poszła na zakupy i tak zdobyliśmy dużą butelkę piwa Lwowskiego 🙂 Rejs bardzo fajny, miejscowi bawią się na pokładzie, na każdym stoliku przyniesione jedzenie i alkohol 🙂 Obok nas na rzece pływają uczniowie klubu kajakarskiego poganiani przez trenera płynącego za nimi łódką z silnikiem 🙂

Rejs zakończony, powoli robi się ciemno, uciekamy znowu do parku, gdzie podziwiamy fajnie oświetloną makietę miniatury miasta, ciekawie wygląda też Sobór Narodzenia Pańskiego odbijający się w jeziorku. Park Екатерининский парк w nocy wygląda jeszcze lepiej niż przez dzień, ładnie oświetlony z fontannami do tego jest fajnie ciepło, aż miło pospacerować.

Nocą wracamy do hotelu, gdzie bez żadnych niespodzianek budzimy się rano i ruszamy znaną nam już drogą na dworzec autobusowy, ale finalnie do dworca nie dochodzimy bo pod cerkwią zawija nas kierowca marszrutki do Kiszyniowa, cała trasa bez niespodzianek, pogranicznik wszedł do busa sprawdził przepustkę i tyle. Szkoda, że mieliśmy tak napięty harmonogram naszego wyjazdu i nie zostaliśmy jeszcze dzień dłużej, ale najwyższy szczyt Mołdawii ciągle na nas czekał, a w sumie po to tu przybyliśmy, może jeszcze kiedyś wrócimy, tym razem spróbujemy od ukraińskiej strony (Odessa).