... czyli podróże małe i duże ...

Monako, Chemin des Révoires 2019

… czyli trzy kraje za jednym razem

Lazurowe Wybrzeże

W maju zeszłego roku mieliśmy zdobyte już dwa szczyty do Korony Europy, a w tym roku coś wieje nudą, ale nie do końca bo bilety do Włoch już dawno kupione. Lecimy do znanego nam już dobrze Bergamo aby zaraz z rana dnia następnego wsiąść do pociągu w kierunku Monte Carlo :) Bergamo zawsze bardzo dobrze wspominamy tym razem też było super, pokręciliśmy się trochę w nocy i poszliśmy dość wcześnie spać bo pociąg startował o 6:02. Rano szybka toaleta i uciekamy na pociąg, w jakieś 50 minut dojeżdżamy do Mediolanu i stamtąd ruszamy już pociągiem pospiesznym do Monte Carlo, z racji promocji jedziemy też pierwszą klasą, która tak szczerze nie bardzo różni się od drugiej. Siedzenia wygodne i też są wszędzie gniazdka.

Cztery i pół godziny i jesteśmy w Monte Carlo, bardzo przyjemny dworzec cały w marmurze, ruchome chodniki i ogólnie pustki, całkiem niezły klimacik na start. Wychodzimy z podziemi i pierwsze zdziwienie, wyjście z dworca wygląda jak wejście do bloku 🙂 jak byśmy nie wiedzieli, że tam jest, to powiem szczerze za pierwszym razem byłoby ciężko tam trafić.

Pierwsze kroki – schody, małe placyki, windy czad, ruszamy na najwyższy szczyt tzn. najwyższy punkt Monako czyli Chemin des Révoires, a dokładnie to punkt na granicy z Francją znajdujący się na ścieżce o takiej samej nazwie, do tego jeszcze położony na zboczu francuskiej góry Mount Agel – fajnie brzmi 🙂 Wspinając się coraz wyżej zaczynamy podziwiać architekturę tego małego państewka oraz widoki na port i Lazurowe Wybrzeże, pogodę mamy idealną. Ostatni kawałek wyjeżdżamy windą i ….. taaaadam gdzieś tutaj, no fajnie chodnik, droga, wejście do windy i …. nic co by wskazywało, że to to :/ GPS nieubłagalnie pokazuje, że to najwyższy punk Monako. Dalej już bezkresna Francja i radar na górze Agel 🙂 Sprawdzenie w internetach ze zdjęciami innych podróżników no cóż… tak udało się, zdobyliśmy najwyższy Monako 161 m npm, jest moc 🙂 19 szczyt do Korony Europy pękł 31 maja około godziny 14:00 🙂

Tym razem już nie windą schodami schodzimy do zauważonych po drodze ogrodów Jardin Exotique. W ogóle zieleń jest bardzo fajnie wkomponowana w miejską zabudowę, chwilę kręcimy się po ogrodach, które wyglądają bardziej jako park miejski z placem zabaw dla dzieci, miejscowym dzieciakom pomagamy znaleźć piłkę, która wpadła między drzewa i ruszamy posmakować monakijskiej kuchni czyli …. McDonalds 🙂 akurat w Monako dla bezpieczeństwa portfela lepiej nawiedzić jakąś sieciówkę niż się zdziwić 🙂 zjeżdżamy kawałek windą, kawałek schodami ruchomymi oglądamy po drodze rzeźbę misia 🙂 i ruszamy do maka. McDonalds to istna Wieża Bebel, nawet i język polski było słychać, no cóż widać, że większość odwiedzających to średnio stać na stołowanie się w restauracji Yacht Clubu 🙂

Pojedzeni znajdujemy Muzeum Pocztowe, gdzie kupujemy znaczki i widokówki 🙂 aby ruszyć dalej do garażu Księcia Alberta II, bilet 8 euro od dorosłego, dziecko 4 euro, wita nas miły chłodek klimatyzowanych pomieszczeń i …. omg bolidy Formuły 1 oooogień, Ferrari, McLaren czego tam nie ma, do tego z tego co wyczytałem każdy z samochodów, który tam się znajduje można w każdej chwili odpalić i odjechać 🙂 gdy minęło zauroczenie Formułą 1 odkryliśmy Lexus`a, którym Książę jechał do ślubu w 2011 roku i wiele, wiele innych pojazdów, łącznie z dorożkami i karocami, trochę czasu nam zeszło na obejrzenie tej imponującej kolekcji 🙂

Ruszamdalej, przed namwidnieje skała, na której mieści się Pałac Księcia Monako, trasa oczywiście wiedzie schodami w górę, po drodze mijamy informację, iż w samych majtach to nie za bardzo można tam się udać. Z racji tego, iż byliśmy jako tako ubrani ruszyliśmy dalej 🙂 Wyczytałem też, że gdy wisi flaga na maszcie jednej z wież to Książę jest w Pałacu, ale jakoś tak mimo iż flaga była na swoim miejscu to go nie widzieliśmy 🙂 za to widzieliśmy zmianę warty strażników oraz pobawiliśmy się kulami armatnimi, podziwiając rewelacyjny widok na Port Hercule.

Czas szybko leci więc zasuwamy do Muzeum Oceanograficznego po drodze odwiedzając Katedrę św. Mikołaja. Wstęp w sezoni14 euro od osoby, nie będę odkrywał Ameryki i wrzucam opis z Wikipedii:

Obecnie, muzeum składa się z 90 zbiorników, które zamieszkuje około 6000 okazów ryb i 300 rodzin bezkręgowców. Basen rekinów ukazuje różnorodność rafy koralowej zamieszkałej przez liczne ryby tropikalnych i żywe koralowce. W ramach międzynarodowego programu obejmującego akwaria publiczne na całym świecie, akwarium w Monako odgrywa ważną rolę w ochronie zagrożonych gatunków koralowców oraz zagrożonych koników morskich. Muzeum Oceanograficzne posiada bezcenną kolekcję sztuki i rzemiosła związanych z morzem i oferuje możliwość uczenia się i odkrywania różnorodności świata morskiego. Jest to miejsce informacji i współpracy między naukowcami i szeroką publicznością. Połączenie Sztuki i Nauki jest jednym z podstawowych celów utworzenia Muzeum Oceanograficznego.

Z ciekawostek, warto wyjść na tarana dachu budynku, gdzie rozpościera się świetny widok na okolicę 🙂

Kolejny cel to pomnik Williama Grovera wielokrotnego zwycięscy wyścigów Grand Prix, po drodze chcieliśmy się zatrzymać w Explorer`s Clubie aby napić się lokalnego piwa, ale … no cóż miejsce dość mocno oblegane i daliśmy sobie spokój 🙂 za to podziwialiśmy rusztowania trybun, które pozostały po odbywającym się tydzień temu wyścigu Formuły 1. Czad, szwendaliśmy się jeszcze po trybunach z miejsca startu 🙂 i teoretycznie powinniśmy dotrzeć do pomnika ale nie ma mimo że GPS mówi, tak tu jest 😛 ale nie ma wtf ??!! Jednak jest wreszcie z Bożenką wypatrzyliśmy go, cały obłożony rusztowaniem trybun 🙂 Kilka zdjęć i już zasuwamy w kierunku elitarnego Yacht Clubu de Monaco po drodze podziwiając przycumowane luksusowe jachty w Porcie Hercule, a dalej do Starbucks`a, gdzie podobno jest świetny widok na morze, a do tego blisko mamy do agrafki (o tym później) i słynnego kasyna Monte Carlo.

Przechodzimy tunelem, gdzie co chwilę mijają nas albo Ferrari albo Maserati czy inne Lamborghini 🙂 docieramy do Starbukcs`a widok średni bo stoi dźwig za to kawa ok i miejscowy latający kurak, który sępi jedzonko 🙂  Następny cel to „agrafka” czyli zakręt na trasie wyścigu Formuły 1, gdzie kierowcy muszą dohamowywać do prędkości 50 km/h 🙂 miejsce to znajduje się bardzo blisko Starbucks`a, na przeciwko hotelu Fairmont, świetnie to wygląda jak np. Lamborghini wchodzi w zakręt 180 stopni, na miejscu bardzo dużo gapiów i policjant, który pilnuje aby nikt nie wpadł pod koła :). Następny cel tkasyno z filmów z Jamesem Bondem – Casino Royale i Golden Eye, oczywiście można wejść (trzeba!), ochrona bardzo sympatyczna wpuszcza nas do środka. W budynku znajduje się też Opera, miejscówka zacna czuć ducha agenta „Jej Królewskiej Mości” 🙂 cykamy zdjęcia z „Fortuną”, wielkimi kostkami do gry 🙂 i … uciekamy bo czas wreszcie dostać się do Nicei 🙂 Autobus linii 110 jak by na nas czekał kawałek od kasyna i za 1,5 euro ruszamy do Nicei, trasa podobno bardzo malownicza z tym, że w nocy to za bardzo nic ciekawego nie było widać 🙂 do tego czekała nas nocna przechadzka do hotelu na drugim końcu miasta, bo jakoś tak się zatrzymywał autobus 🙂 Trasa bardzo przyjemna.

Dotarliśmy bezpiecznie do hotelu, mamy mały zgrzyt bo niby jest klimatyzacja ale no cóż, jednak nie ma, Pan mi wkręca, że jest ale od lipca no cóż na niejednego zadziałał kontakt z Bookingiem ale Pan jest niewzruszony, no cóż nie jestem skarżypytą ale swoje trzeba pilnować, 23:00 więc średnio się dodzwoniłem do Bookingu :/ ale idę va banque z Panem z recepcji, drugie podejście zupełnie inne, jutro już będzie klimatyzacja plus jako bonus mamy śniadanie za free 🙂 No cóż miłe zaskoczenie, rankiem wystartowała klimatyzacja, a śniadania były wyjątkowo pyszne (za darmo smakuje najlepiej 🙂 ) Pan chciał nam jeszcze zmienić pokój, ale warunki w tym co byliśmy były ok wszystko działało, mamy też michę więc nie jest źle, nie można przeginać 🙂 Do tego Pan z recepcji zrobił nam super instruktarz co gdzie w Nicei zobaczyć 🙂

Z racji tego, iż nie wysłaliśmy kartek, wróciliśmy na chwilę z powrotem do Monako, gdzie udało się wysłać wspomniane kartki, za to powrót się trochę opóźnił z racji tego, iż pociąg niezbyt miał chęci przyjechać o czasie. Suma summarum dojechaliśmy z powrotem do Nicei i ruszyliśmy na plażę. Woda średnio ciepła, ja poszedłem się kąpać Bożenka pilnowała rzeczy, nie dała się namówić na kąpiel więc szybko się zmyliśmy bo nuda 🙂 Pokręciliśmy się trochę po promenadzie odwiedzając kiermasz książek, aby finalnie dostać się na Plac Massena i tam podziwiać Fontannę Słońca z wielkim posągiem Apolla, który podobno w latach 70 tych na krótki czas został usunięty, gdyż gołym „pyrtkiem” gorszył przechodniów 🙂 Tak zgorszeni doszliśmy do następnej fontanny wybudowanej w 2014 roku Miroir d’eau (Lustro Wody), to kilkadziesiąt strzelających wodą otworów, zabawa przednia o czym świadczy obleganie tej atrakcji przez dzieci. Tu zeszło nam trochę czasu.

Mamy już dość betonowego miasta, a nad Niceą rozpościerają się wzgórza, może nie jak w norweskim Bergen ale zawsze coś 🙂 Szybka analiza i mamy cel Mont Boron oraz Fort du Mont-Alban, ruszamy po drodze zahaczając o fajną lokalną knajpkę z daleka od komercji znajdującej się przy plaży, ceny już też zupełnie inne. Powoli wspinamy się po schodach między lokalnymi domami, mi jakoś budynki i atmosfera wokół kojarzy się z Lożami Masońskimi 🙂 im wyżej tym lepsze widoki, docieramy na szczyt , jako dodatkowa trakcja poprowadzona jest trasa wokół ruin Fortu Du Mont Boron, zbiega się nam ona z zachodem słońca więc mamy świetny widok na miasto i Lazurowe Wybrzeże. Słońce zaszło, ruszamy dalej. Trasa oświetlona latarniami więc idzie się bardzo przyjemnie w kierunku Fortu du Mont-Alban. Na miejscu już jest ciemno ale warownia 🙂 jest świetnie oświetlona, a widok z niej, szczególnie z platformy przy wejściu, jest cudny. Do tego trafia nam się pokaz sztucznych ogni w Saint Jean Cap Ferrat znajdującym się poniżej (wygląda to jak półwysep), trochę czasu nam tam zeszło. Miejscówka naprawdę świetna polecamy na wypad wieczorem. Ruszamy w dół tym razem nie ma tak kolorowo, trasa nieoświetlona, ale dzięki temu zauważamy towarzyszące nam świetliki 🙂 Wychodzimy na drogę i ruszamy w kierunku promenady, kupując po drodze piwko 🙂 Raczymi się nim siedząc na krzesłach i gapiąc się w kierunku morza 🙂 Wszystko co dobre musi się skończyć, wracamy do hotelu bo jutro stolica europejskiej kinematografii czyli Cannes 🙂

Po obfitym śniadaniu, pakujemy się i ruszamy do Cannes, pociągi jeżdżą często, więc już po chwili pędzimy w kierunku stolicy filmowej europy 🙂 Wysiadamy i pierwsze kroki kierujemy do Starbucks`a na kawę i ciacho 🙂 po małym co nie co ruszamy w kierunku Palais des Festivals et des Congres czyli Pałacu Filmowego, który no cóż wygląda jak dom kultury w jakimś miasteczku w Czechosłowacji latach 80 tych, gdyby nie czerwony dywan to średnio byśmy na niego zwrócili uwagę 🙂 Kilka pamiątkowych zdjęć i dopadamy Aleję Gwiazd gdzie mierzę swoją dłoń z odbiciem dłoni Sylwestra Stallone, ale ogólnie nuda. Chwilkę odpoczywamy na pałacowych schodach po drugiej stronie budynku i ruszamy do Mac`a coś zjeść. Do odlotu zostało sporo czasu a Cannes tak jakoś za ciekawie nie wygląda 🙂 Najedzeni ruszamy w kierunku wieży górującej nad miastem, po drodze zaliczając wielki napis Cannes. Aby wspiąć się na wieżę należy kupić bilet i przejść przez Muzeum de la Castre podziwiając eksponaty m.in z Nepalu; muzeum jak muzeum. Wydostajemy się na mały dziedziniec aby po chwili wspinać się na szczyt wieży 🙂 Widok świetny, zostajemy tam trochę czasu, ale słońce grzeje niemiłosiernie więc uciekamy na dziedziniec, gdzie wylegujemy się jakiś czas w cieniu 🙂 Ruszamy w kierunku dworca kolejowego, po drodze podziwiając świetne murale i kupując po puszce piwa 🙂 które chcemy skonsumować gdzieś na plaży i tu niespodzianka plaża ogrodzona wejście daleko, nie chce nam się 🙂 wędrujemy w kierunku dworca, gdzie szukając cienia znajdujemy taras i przed wejściem do fitness clubu konsumujemy zawartość puszek, obserwując miejscowego dj’a, który upodobał sobie to samo miejsce co my aby tworzyć muzykę 🙂 do tego mamy widok na wielki mural Marilyn Monroe. Najbliżej lotniska znajduje się stacja kolejowa Saint Lauren du Var, gdzie wysiadamy i kopytkujemy do terminala 2 aby bez niespodzianek wrócić do Polski.

Kilka praktycznych rad:

  • Lot Kraków – Bergamo, Ryanair – 157 zł za dwa bilety
  • Lot Nicea – Kraków, Wizzair – 34,98 euro za dwa bilety
  • Pociąg Bergamo – Mediolan – 5,50 euro osoba
  • Pociąg Mediolan – Monte Carlo, 1 klasą – 76 euro za dwa bilety
  • Nocleg Bergamo – Pensjonat Baker Street – 44,10 (doba) euro za pokój dwuosobowy
  • Nocleg Nicea – Evelia Hotel – 128,40 Euro (2 noce) + śniadanie – pokój dwuosobowy
  • Autobus z Monako do Nicei – 1,5 euro osoba

 

Ślad trasy na Mont Boron oraz Fort du Mont-Alban : Trasa na Midzor   Trasa 3D : Szlak na Midzor 3D