Turystyki Wysokogórskiej
Jeśli chodzi o Tatry to schronisko Murowaniec i Czarny Staw Gąsienicowy są częstym punktem naszych wycieczek. Przy ładnej zimowej aurze w 2010r zapuściliśmy się aż do Koziej Dolinki prawie pod Zawrat. Tak sobie testowaliśmy zakupione wcześniej czekany 🙂 aż tu nagle wyłonił się nam piękny widok na Zamarzły Staw a przy nim na ścianie lodospadu sporo osób trenowało wspinaczkę w lodzie 🙂 widok niesamowity i aż chciało się spróbować. Później przeglądając strony internetowe natrafiłam na Szkołę Wspinania Kilimanjaro Waldka Niemca, w jej ofercie był między innymi Kurs Zimowej Turystyki Wysokogórskiej. Oczywiście najpierw przegląd planu kursu a później jeszcze kontrolny telefon, czy w czasie kursu oby na pewno na tą ścianę lodu właśnie, która tak nas zachwyciła będzie można się wdrapać. Zostało mi jeszcze przekonać Marcina :):) on na szczęście ma podobne pomysły do mnie więc od razu się zdecydowaliśmy 🙂
Plan kursu obejmował 4 dni szkoleniowe, zapisaliśmy się na termin od 28 do 31 stycznia 2011r i pozostało nam już tylko czekać 🙂 28 stycznia dostaliśmy się do Zakopanego samochodem a tam niespodzianka 🙂 jakieś zawody i miejsc w naszym ulubionym Ośrodku Sportowym na parkingu nie było, trochę pokluczyliśmy ale miejsce znaleźliśmy.
[M] To, że nie lubię Zakopanego to widać w innych moich opisówkach i tym razem się nie zawiodłem miejsca parkingowe albo w kosmicznych cenach albo nie ma 🙂 dopiero dzięki dziwnym znajomością (solidarność zawodowa) udało się coś znaleźć i to za free 🙂
Spokojnym krokiem ruszyliśmy do Murowańca, gdzie mieliśmy zarezerwowane dla uczestników kursu miejsca a tam poznaliśmy naszych opiekunów 🙂 Między innymi Waldka, Bogusia i Piotrka „Dębsia” 🙂 Już po zakwaterowaniu zaczęliśmy pierwszy dzień szkoleniowy, wieczorem nie tylko rozmowa o tym z czym się te wszystkie dziaby, karabinki i raki je ale też ogólnie między sobą o tym co w górach kochamy 🙂 I tutaj właśnie na tym kursie poznaliśmy naszą Bożenę, z którą wybraliśmy się później na trekking wokół Annapurny (ale to już lektura w innej zakładce). Podzieliliśmy się tego dnia jeszcze na grupy 5-6 osobowe aby w kolejnych dniach zdobywać wiedzę i umiejętności w małych zespołach.
[M] Wyjście z Kuźnic jest dla mnie takim oczyszczeniem – uciekam od bryczek, „koników” przy kolejce na Kasprowy, wrednej góralskiej muzyki, tylko góry a droga do Murowańca jest super i pierwszym i drugim wariantem 🙂
Następnego dnia tj. 29 stycznia 2011r ruszyliśmy z Bogusiem w kierunku Zadniej Turni, która była naszym celem. Po drodze mieliśmy okazję przećwiczyć sobie torowanie drogi w głębokim śniegu oraz hamowanie upadków czekanem. Później już przyszło nam wypróbować nasze nowo nabyte umiejętności i poznaną teorię w czasie drogi z lotną asekuracją na Zadnią Turnię. Bożena jako osoba niezwykle zdeterminowana i charyzmatyczna poprowadziła naszą część grupy to jest 5 osób w zespołach dwu i trzyosobowym w górę pod bacznym okiem oczywiście Bogusia. Przeżycie oczywiście niezapomniane bo w warunkach zimowych z asekuracją lotną szliśmy po raz pierwszy i oczywiście poza jakimkolwiek szlakiem zdobyliśmy Zadnią Turnię 🙂 do
tego pogoda była słoneczna i widoki ze szczytu piękne 🙂 w dół już zeszliśmy przez przełęcz Liliowe 🙂 Wieczorem oczywiście pogaduchy w schronisku, jeszcze trochę teorii z zakresu szkolenia a później to już tylko bratanie się z resztą współlokatorów w pokoju ;-P
[M] Dostaliśmy pełne oprzyrządowanie łącznie z „pipsem” (takie cóś co by nas znaleźć pod lawiną) i ja dostałem niebieski kask, wyglądam w nim jakbym ledwo co wyskoczył z plutonu Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej, tyko pałki szturmówki brakowało 😛 Tarzanie się w śniegu było naprawdę super do tego Boguś jako przewodnik był 10 na 10.
30 stycznia 2011r następny punkt szkolenia. Ten dzień rozpoczęliśmy od ćwiczeń asekuracji i autoasekuracji z liną w schronisku. Ćwiczyliśmy ostro i dowiedziałam się nawet co to flaszencug 😛 i że nie ma to nic wspólnego z alkoholem w opakowaniu szklanym 😛 Później na skarpie tuż przy schronisku ćwiczyliśmy budowanie stanowisk asekuracyjnych w śniegu, hamowanie ciałem
upadku członka zespołu, pomoc przy wyciąganiu ze szczeliny członka zespołu jak i wydostawanie się ze szczeliny samemu i oczywiście zjazdy, zjazdy i jeszcze raz zjazdy. Myślałam, że do hamowania upadku drugiej osoby, jako osobę wpadającą do szczeliny dostanę kogoś moich gabarytów 🙂 ale Waldek zapewnił mnie, że w górach i tak będę ja i Marcin tak więc na drugim końcu liny tuż przy krawędzi „szczeliny” 😛 przywiązany został właśnie on 😛 Waldek powiedział tylko, żeby jak jak będzie skakał z krawędzi skarpy, nie robił tego ze zbyt wielkim impetem bo minę go górą 😛 i jeszcze szybciej będę na dole 😛 po takim dodaniu mi otuchy nie zostało mi już nic innego jak przygotować się do próby 😛 50kg na górze i dwa razy więcej wpadające do szczeliny 😛 coś pięknego 😛 ale dałam radę choć musiałam naprawdę się postarać, żeby zbudować stanowisko asekuracyjne a później zaufać temu, że to wytrzyma i pójść Marcinowi „na pomoc” już nie będąc przywiązana do drugiego końca liny 🙂 myślę, że z asekurowaniem mnie Marcin nie miał żadnych problemów 😛 Potem przyszła kolej na samouwalnianie się ze szczeliny 🙂 Tym razem Waldek zawiązał w połowie linę do pnia kosodrzewiny, na końcach liny byłam ja i Marcin 🙂 skoczyć w przepaść mieliśmy oboje i oczywiście wdrapać się później na górę używając techniki, którą wcześniej na sucho ćwiczyliśmy w schronisku 🙂 zabawy było co niemiara. Później zostały nam już tylko zjazdy 🙂 i tak kolejny dzień dobiegł końca.
[M] Zabawa była przednia do tego Waldek wszystko filmował, ładnie to wygląda w teorii, w praktyce jest naprawdę trudne do tego nie wyobrażam sobie jakby to wyglądało w prawdziwych warunkach, puenta taka – trzeba trenować powtarzać aż będzie robić się to automatycznie.
31 stycznia 2011r został nam już w planie tylko lodospad 🙂 ruszyliśmy w kierunku zamarzłego stawu a u stóp ściany lodu przećwiczyliśmy jeszcze wykorzystywanie śrub lodowych. Stanowisko do asekuracji od góry na ochotnika poszła przygotować z „Dębsiem” Bożena 🙂 Po założeniu stanowiska, i krótkim przypomnieniu sobie zasad asekuracji każdy miał możliwość przećwiczenia wejścia na ścianę w rakach z dwoma czekanami, z jednym czekanem, a jak ktoś miał odwagę to w rakach bez czekanów 🙂 przez chwilę jak zobaczyłam jak Marcin wdrapuje się na ścianę pomyślałam, że zaraz przyjdzie moja kolej i w co ja najlepszego nas wpakowałam 😛 sama wspinaczka do łatwych nie należała i zbyt wysoko w przeciwieństwie do drugiej Bożeny, która mnie asekurowała, nie weszłam 🙂 ale zabawa była niesamowita. Tym razem trochę zmarzliśmy, nie pomagały mi nawet grube skarpety w butach wysokogórskich ani dwie pary rękawiczek.
[M] Podstawa to buty z twarda podeszwą ja takich akurat nie miałem co oczywiście zaowocowało, różnymi widowiskowymi fikołkami na lodospadzie 🙂 do tego technika robi wiele, ja z racji masy i braku doświadczenia wychodziłem siłowo i w 2/3 trasy przechodziłem mały stan przedzawałowy :P:P przedramiona napompowane do granic możliwości 🙂
Później wczołgaliśmy się jeszcze do jamy śnieżnej i zakończyliśmy już ostatni dzień ćwiczeń. Do schroniska wracaliśmy już z myślą, że przyjdzie się nam rozstać z grupą i naszymi instruktorami. Szkoda bo bawiliśmy się tu bardzo dobrze 🙂
Jeśli zaś chodzi o samo schronisko to podają tam przepyszne jedzenie. Ostatniego dnia na obiad wcięłam wielgachnego kotleta z ziemniaczkami i surówką na co Marcin patrzył z niedowierzaniem. Po obiedzie trzeba było powolnym krokiem ruszyć w dół do Zakopanego, wcześniej oczywiście wymieniliśmy się wszyscy adresami e-mail, żeby w razie „w” informować o planach i montować ekipę na następne wypady z osób, z którymi zdążyliśmy się już trochę poznać.
Kurs ogólnie oceniamy bardzo pozytywnie. Wtedy kosztował nas jakieś 450zł. Ekipa instruktorów ze szkoły Waldka niesamowicie przypadła nam do serca a Waldek do dnia dzisiejszego wszystkim swoim byłym kursowiczom wysyła e-maile z aktualnymi projektami i kursami. Tak więc polecamy zajrzeć na stronę www.kilimanjaro.com.pl bo można tam znaleźć masę ciekawych projektów i kursów.
Polecamy: