… czyli szolontoki i takie tam : )
Wszystko zaczęło się w pracy, jak kolega Piotrek powiedział, że wyjazd na Węgry odległościowo jest krótszy niż wyjazd w Bieszczady. I faktycznie, w sumie to nawet 20 kilometrów bliżej a tam nas jeszcze nie było. Towarzyszyć nam się zgodzili znajomi Asia i Tomek, a Tomek został oficjalnym kierowcą wycieczki :):) Ruszyliśmy nad ranem 12 października 2013r, na wszelki wypadek spakowaliśmy namiot i śpiwory bo nie byliśmy jeszcze pewni jak rozwiążemy kwestię noclegu 🙂 Celem wycieczki była góra Kékes całe 1014 m npm 🙂 i właśnie dlatego trasę trzeba było sobie jakoś wydłużyć bo na taką wysokość wejście może zająć maksymalnie godzinę.
[M] Kekes jest najwyższym szczytem Węgier, a że aspirujemy do korony Europy to trzeba było na nim postawić swoją nogę 🙂
Postanowiliśmy dojechać do miasteczka Markaz i tam przekonaliśmy się, że jednak bariera językowa pomiędzy Węgrami i Polakami jest spora, nie znaleźliśmy tam też nikogo kto mówiłby po angielsku, przynajmniej w sposób komunikatywny :p. Po krótkim spacerku w każdą możliwą stronę trafiliśmy na oznaczenie szlaku przy miejscowym Kościele więc samochód został przeparkowany a my wyładowaliśmy plecaczki, zaopatrzyliśmy się w jedzenie w pobliskim sklepie samoobsługowym i ruszyliśmy w drogę. Zgodnie z opisem trasy na jakimś anglojęzycznym blogu mieliśmy do pokonania tam i z powrotem jakieś 23km.
Tak pięknej jesieni, liści we wszystkich odcieniach koloru żółtego i czerwieni nie widzieliśmy chyba nigdzie, co jakiś czas trafialiśmy na otwarte przestrzenie i podziwialiśmy te piękne widoki. Szlak jest tam bardzo dobrze oznaczony ale to nie wystarczyło żeby w drodze powrotnej kobiety się nie pogubiły 😛 Tak się jakoś z Asią zagadałyśmy 😛 ale po powrocie do ostatniego zapamiętanego oznaczenia skręciłyśmy we właściwą stronę :). Po dotarciu na Kékes okazało się, że na szczycie sporo osób urządziło sobie piknik, a jako że my koszów piknikowych ze sobą nie mieliśmy to posililiśmy się w przytulnej restauracyjce na szczycie. Węgierski gulasz i rosołek były przepyszne. Weszliśmy jeszcze na miejscową znajdującą się na szczycie wieżę telewizyjną podziwiać panoramę okolicy w jeszcze większej okazałości po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Do samochodu dotarliśmy już po zmroku ale jeśli schodzi o oznaczenie szlaku to do samego końca nawet w ciemnościach ślady farby widzieliśmy pod nogami 🙂
[M] Szlak na Kekes przypominał bardzo nasz Beskid, dokładnie też taki był jego stopień trudności za to temperatura, jesień i biedronki dopisały 🙂
I tak po udanej wycieczce przyszła kolej na znalezienie noclegu 🙂 próbowaliśmy dostrzec na budynkach coś co brzmiałoby jak noclegi, pokoje, cokolwiek co brzmiałoby choć trochę znajomo 😛 ale na daremno 😛 napisy w język węgierskim zupełnie nic nam nie mówiły a jak wreszcie zobaczyliśmy gdzieś na płocie napis zimmer to okazało się, że nikt nam nie otwiera 🙂 w języku prawie migowym próbowaliśmy dogadać się jeszcze w dwóch miejscach wyglądających na hotel i camping ale hotel okazał się nieczynny dla gości a camping bez ogrzewania i wody ponieważ było już trochę po sezonie.
[M] Wtedy też poznaliśmy tajemniczą nazwę „auto szelontok” z której polewaliśmy przez całą trasę powrotną, ot o ile dobrze przeczytałem chodziło o warsztat samochodowy a słowo „szelontok” kojarzyło mi się z gwarowym „szelontaniem” czyli potrząsaniem czym byłem rozbawiony do łez 🙂
Po „szelontoku” Asia wpadła na pomysł podjechania do najbliższego baru i porozmawianie z miejscowymi choćby na migi 🙂 ja natomiast nie byłam taką optymistką i już byłam prawie pewna że noc spędzimy w namiocie. Rozmowa z wesołą ekipą a zwłaszcza z jedną przemiłą węgierką była długa ponieważ okazało się że zasób słownictwa w języku angielskim i włoskim którymi się posługiwała w rozmowie z Asią i Marcinem nie był wystarczający żeby wytłumaczyć nam drogę.
Dziewczyna uznała, że wsiądzie z nami do samochodu i nas odstawi prosto pod dom oferujący pokoje do wynajęcia. Faktycznie dojazd tam był skomplikowany i nie dziwię się, że trudno było to komukolwiek wytłumaczyć 🙂 drogę zapamiętaliśmy i odstawiliśmy dziewczynę do jej znajomych. Nigdy nie wpadlibyśmy na to, że w domu który nam pokazała mogą być pokoje do wynajęcia, napisy w języku węgierskim nic nam nie mówiły a przyczepy samochodowe pod wejściem wskazywały na inny charakter tego miejsca. Właściciel domu był przemiły ale niestety angielskiego nie znał. Nie ma przeszkód nie do pokonania, porozumieć i wynająć pokój udało się za pośrednictwem translatora odpalonego na laptopie właściciela domu. Jego żona przygotowała z naszą małą pomocą pokój dla nas i jeszcze okazało się że możemy kupić tu domowe wino z winnicy matki właściciela domu :):) no i pokosztowaliśmy przepysznej Kadarki [M] i Merlota a rano wzięliśmy do domu jeszcze po dwa lub trzy antałki przepysznego czerwonego wina na długie jesienne wieczory :):)
[M] Bożenka dość zdawkowo opisała degustacje wina, gdyż będąc jak i Tomek ligą okręgowa w „kiperstwie” poległa na placu boju zbyt wcześnie, ja i Aśka dyskutując o „auto szelentokach” poszliśmy spać dużo później. Z tego co ja pamiętam do łóżka Bożenki wślizgnąłem się niczym gąsienica 🙂 btw rano nie bolała głowa 🙂 węgierskie wino roxx
Za pokój i wino zapłaciliśmy w dolarach ponieważ przelicznik był lepszy niż gdybyśmy płacili w forintach ale ile nas ten nocleg wyszedł to już ani ja ani Marcin nie pamiętamy. Rano 13.10.2013r po kawie ruszyliśmy w drogę powrotną , pożegnaliśmy się tylko z psiakiem Foxi i już nas nie było. Flagi niestety nie udało się nam kupić ale krążąc uliczkami węgierskich mieścin mieliśmy okazję zobaczyć wiele pomników oraz kołchoźniki (głośniki) umieszczone na słupach w niektórych wioskach. Jeśli chodzi o drogę powrotną to opis pozostałej część trasy będzie do znalezienia w zakładce Słowacja, bo po drodze zobaczyliśmy drogowskaz do ruin zamku Šomoška no i wystarczyły nam porozumiewawcze spojrzenia żeby Tomek skręcił w boczną drogę, ale nie zdradzę więcej szczegółów, opis będzie we właściwej zakładce 🙂
[M] Puenta: język węgierski trudna języka 😛 za to sami Węgrzy są bardzo sympatyczni, a walutą wiodącą w UE są …………………… tadam dolary 😛
Polecamy 🙂
www.abasariszallas.hu – tu znajdziecie nocleg i pokosztujecie przepysznego domowego wina