… czyli my tu jeszcze wrócimy : )
O ostatnich przygodach z liniami kolejowymi w Polsce uznaliśmy, że na lotnisko w Krakowie jedziemy samochodem i na jednym z pobliskich parkingów go zostawiamy 🙂 Wylot mieliśmy w piątek 13.06.2014r 😛 o godz. 14:10 🙂 jeśli chodzi o pecha to żadnego nie mieliśmy i dolecieliśmy do celu cali i zdrowi. Na lotnisku w Bergamo w punkcie informacyjnym dostaliśmy ulotki i mapę miasta, kupiliśmy mapę rejonu jeziora Como oraz bilety 72h uprawniające do przejazdów wszystkimi liniami autobusowymi na terenie miasta oraz kolejkami do górnego miasta przez 3 doby od momentu skasowania.
Krótki kurs autobusem do centrum miasta i dalej już nawigowaliśmy się przy pomocy GPS na Hotelik Affitta Camere Maffioletti. Jego położenie okazało się idealne 🙂 blisko do centrum, blisko do górnego miasta (Alta Citta) a do tego jakieś 10min do supermarketu i coś koło tego na odkryty basen 🙂 szkoda, że o tym nikt nie wspomniał i nie spakowaliśmy strojów kąpielowych. Ogromnym plusem było też to, że dostaliśmy klucze do bramy, drzwi wejściowych i pokoju więc wchodzić i wychodzić mogliśmy o każdej porze. Zaraz po rozpakowaniu się ruszyliśmy na małe zakupy spożywcze w miejscowym supermarkecie Conad a później w planach mieliśmy jeszcze krótką wycieczkę po dolnym mieście, niestety zaraz po tym, jak zanieśliśmy zakupy do Hotelu zaczęło padać a w zasadzie lać jak z cebra i przestać już nie chciało.
[M] Jako miłośnicy południowych win, oczywiście tak jak i w Hiszpanii zakupiliśmy wino w…….kartoniku tym razem nie tinto a rosso i bianco z czego bianco było lepsze 😛 Plus kartonika nie trzeba korkociągu 😛
Postanowiliśmy w sobotę rano zaraz po śniadaniu zwiedzić górne miasto a w niedzielę pierwszym pociągiem ruszyć nad jezioro Como i zgodnie z opisem na blogu „Potuptani” zdobyć górę Grigna 2410m n.p.m. Śniadanie o 8:00 zjedliśmy na słodko, cappuccino i kawałek placka z marmoladą 😛 a przy śniadaniu głaskania i czochrania domagał się mały i kudłaty Lilo 🙂 piesek właścicielki Hotelu. Do plecaka wrzuciliśmy kanapki a po drodze uzupełniliśmy zapas wody mineralnej i ruszyliśmy w kierunku stazione funicolare tj. stacji kolejki do górnego miasta. Miasto zwiedzaliśmy posiłkując się mapką Bergamo, jaką dostaliśmy w punkcie informacyjnym na lotnisku i to nam w zupełności wystarczyło, ponieważ wszystkie ciekawe miejsca do zwiedzenia były na niej zaznaczone. Na kolejkę nie musieliśmy już kupować biletu bo mieliśmy jeden uniwersalny na 72h za całe 7 euro. Już tego dnia cena jego zakupu się nam zwróciła biorąc pod uwagę wszystkie przejazdy autobusami i kolejką do górnego miasta 🙂 Jak tylko wyszliśmy ze stacji kolejki większość turystów ruszyła uliczkami w górę i w lewo więc my poszliśmy w prawo, żeby uwolnić się od zgiełku 🙂 idąc w tym kierunku najpierw zwiedziliśmy kościół S.Michele al Pozzo Bianco a później Complesso S.Agostino. W Complesso S.Agostino, które okazało się uczelnią wyższą niesamowite było połączenie fasady zabytkowych budynków i tego, że wewnątrz były one jednak nowoczesne i przystosowane do określonego celu. Krążąc tak uliczkami górnego miasta trafiliśmy jeszcze na 2 uczelnie.
W jednej zwiedziliśmy również piętro i dziedziniec a do wejścia na teren drugiej zachęciła nas otwarta brama i napis Servizio Ristorazione Universitaria :P:P stołówka była niestety zamknięta ale na tyłach uczelni znaleźliśmy zapomnianą ścieżkę zarośniętą kwiatami, krzakami i poziomkami. Szliśmy w górę po zarośniętych mchem schodach mijając stare drewniane stoliki z ławkami i kamienne ławy przy murku. Coś niesamowitego i ten widok na dolne miasto jaki rozpościerał się z góry 🙂 Następnym punktem wycieczki jakiego wg mapy szukaliśmy była Fontana del lantro, okazało się, że jest to zbiornik wody w piwnicy jednego z pobliskich budynków. Zatrzymaliśmy się w środku nieco dłużej z powodu miłego chłodku jaki tam panował. Na zewnątrz było zaś upalnie i słonecznie 🙂 dobrze, że przed wyjściem użyliśmy kremu z filtrem do opalania bo wycieczka mogłaby się skończyć przed czasem z powodu oparzeń słonecznych 😛 zanim zdecydowaliśmy się zwiedzić główne miejsca zwiedzane przez turystów zatrzymaliśmy się przy kamiennej zabytkowej pralni miejskiej i tam ze smakiem zjedliśmy przygotowane na drogę kanapki. Później ruszyliśmy już do centrum górnego miasta, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć pełne fresków, rzeźb, niesamowitych obrazów i arrasów wnętrze Bazyliki Santa Maria Maggiore i Katedry św. Aleksandra 🙂 już dawno nie zwiedziłam tylu kościołów w jeden dzień. Oprócz tego murami miasta doszliśmy do Twierdzy Rocca a jako ostatnie punkty programu zwiedziliśmy Ogród Botaniczny i Castello di San Vigilio. Idąc później wąskimi uliczkami w dół zauważyliśmy odkrytą pływalnię :):) oj miło byłoby zanurzyć się w taki upał w chłodnej wodzie 🙂 Po powrocie postanowiliśmy pójść jeszcze kupić coś do jedzenia na niedzielny wypad w góry i wrócić do zwiedzania miasta niestety kolejna ulewa pokrzyżowała nam plany. Do Hotelu dotarliśmy przemoczeni mimo, że kawałek udało się nam podjechać autobusem, no może nie zupełnie w tym kierunku co chcieliśmy 😛 Padało intensywnie cały wieczór a pogoda na niedzielę przewidywała deszcz do godziny 14:00 w rejonie jeziora Como. Uznaliśmy, że rano zadecydujemy czy jedziemy czy też nie zależnie od tego czy będzie faktycznie padało. Na szczęście przed 6:00 nie lało i postanowiliśmy ruszyć w drogę. Jako, że to była niedziela pierwszy pociąg do Lecco jechał dopiero o godz. 7:00. Kasy były jeszcze zamknięte ale bilety bez problemu kupiliśmy w automacie. Przed wyjściem z budynku dworca znajdowały się automaty do kasowania biletów zarówno tych kupionych w automacie jak i w kasie. Później w pociągu już nikt ich nam nie sprawdzał. W Lecco mieliśmy przesiadkę i kolejne bilety bez problemu kupiliśmy w automacie. Jeszcze tylko mała zmiana peronu, której nie uwzględniał rozkład jazdy ale na szczęście Marcin zwrócił uwagę na zielony punkcik migający przy informacji o naszym pociągu na monitorze przy peronach 🙂 tor 3 zmienił się na 1 więc szybko znaleźliśmy właściwy peron. I tak dotarliśmy do Mandello del Lario. Tu już w budynku dworca nie znaleźliśmy automatów biletowych ani kasy ale zakupem biletu na drogę powrotną mieliśmy martwić się dopiero wieczorem 😛 Przed dworcem znaleźliśmy tablicę z rozpisanymi szlakami a po drugiej stronie ulicy w kiosku kupiliśmy sobie mapę bo ta kupiona na lotnisku została w pokoju 😛
Najpierw przy pomocy GPS-u postanowiliśmy dojść do Samony 🙂 i tak po raz pierwszy zrobiliśmy sobie europejskie wakacje bo z miejsca niedaleko tej miejscowości zeszliśmy w dół by potem tą samą drogą pójść w górę 😛 no cóż 😛 GPS nie zawsze wie o co nam dokładnie chodzi 😛 Tak więc idąc dalej w górę trafiliśmy pod niewielki kościółek, gdzie rozpoczynał się szlak nr 15. Poszliśmy nim w górę po czym droga dziwnie zaczęła prowadzić w dół i zniknęły jej oznaczenia, na szczęście chłopak, który przebiegał niedaleko nas wskazał nam jak wrócić na szlak i nawet zaprowadził do miejsca, w którym przeoczyliśmy zakręt pomiędzy budynkami. Dalej w górę do Kościoła Santa Maria prowadziła kamienna ścieżka, wzdłuż której znajdowały się kolejne stacje drogi krzyżowej. Kościół robił niesamowite wrażenie z uwagi na jego usytuowanie na zboczu góry oraz punkt widokowy na miasto i jezioro Como. Idąc dalej szlakiem nr 15 szliśmy interwałem zboczem góry mijając po drodze kilka punktów widokowych. Po niedługim czasie doszliśmy do osady Era składającej się z kilku domków raczej letniskowych i zamkniętej łańcuchem kaplicy. Idąc w górę za kaplicą minęliśmy źródełko, z którego można było śmiało napić się wody lub uzupełnić jej zapas 🙂 Szlak wiódł dalej przez las a my w pewnym momencie znowu nabraliśmy podejrzeń schodząc ścieżką w dół bez oznaczeń kierujących na Rifugio Bietti, no tak 🙁 znowu trzeba się było wracać z powrotem by zauważyć powyżej ścieżki w wysokiej trawie ledwo widoczny drogowskaz. To już było ostatnie nasze błądzenie. Znowu weszliśmy w las i stromo pięliśmy się w górę, później otwarta przestrzeń i stromo w górę szliśmy po skalnych płytach. Miałam tylko nadzieję, że wracając nie będzie jeszcze w tym miejscu zbyt ciemno (zapomniałam tylko pomyśleć o tym, żeby w tym miejscu nam nie padało :P) Całkowicie zachmurzone niebo mieliśmy przez cały czas wycieczki, do tego pomiędzy góry co jakiś czas wchodziła jakaś chmura poniżej nas i zasłaniała cały widok w dół. Daleko, daleko przed nami pojawił się budynek schroniska. Było już dobrze po 14:00. Trzeba było ostatecznie podjąć decyzję czy wracamy na pociąg o 19:31 czy też o 22:32. Ja zaczęłam się poważnie zastanawiać czy uda nam się od schroniska pójść dalej na szczyt Grigna i wrócić jeszcze przed zmrokiem, byłam za tym, żeby jednak dojść tylko do schroniska Bietti i wrócić. Marcin miał jeszcze nadzieję, że uda nam się wejść na szczyt i zdążyć na powrotny pociąg, w końcu mieliśmy czołówki. Problem rozwiązał się sam jak doszliśmy do schroniska. Było ono nieczynne a wszystkie żleby, przez część których miał przebiegać dalszy szlak przysypane były śniegiem. Uznaliśmy więc, że zjemy coś i schodzimy, żeby zdążyć na pociąg o 19:31. Postanowiliśmy wrócić tu w sierpniu lub wrześniu kiedy po śniegu zostaną tylko wspomnienia 🙂 no i zabrać ze sobą lonże bo na Grignę można też wejść via ferratą 🙂 Wejście na górę zajęło nam z naszym błądzeniem i odpoczynkami jakieś 7h natomiast zeszliśmy w jakieś 3h. Już przy schronisku zaczęło padać i tak jednostajnie nie za mocno padało nam do połowy drogi do Samony. Na dworcu kolejowym byliśmy o 19:04. W budynku otwarta była poczekalnia więc tam założyliśmy na siebie coś suchego i czekaliśmy na przyjazd pociągu. Bilet bez problemu kupiliśmy u konduktora bez żadnych dodatkowych opłat, natomiast w Lecco bilet do Bergamo kupiliśmy już w kasie. Z dworca pod sam Hotel doszliśmy spacerkiem myśląc już tylko o prysznicu i łóżku. W poniedziałek 16.06.2014r czekał nas lot powrotny o godz. 16:20. Do tego czasu mieliśmy nadzieję kupić jakieś pamiątki i zwiedzić jeszcze coś w dolnym mieście. Dobrze, że po śniadaniu guzdraliśmy się jeszcze z opuszczeniem Hotelu bo okazało się, że w poniedziałek większość sklepów otwierana jest dopiero późnym popołudniem :/
Kilka całkiem ładnych rzeczy na wystawach sobie upatrzyliśmy ale wrócić po nie będziemy musieli w sierpniu lub we wrześniu 😛 I tak udało się nam kupić sowę maskotkę, jakąś herbatkę z imbirem, kubek dla Kasi i koszulki z napisem Italia dla Marcina i mojego brata Rafała. Najłatwiejszym zakupem okazała się flaga, którą z racji mundialu dostaliśmy jako bonus do gazety już pierwszego dnia pobytu 🙂 Na lotnisku Marcin wynalazł jeszcze miejscowy wyborny trunek Montenegro, przepyszny ziołowy likier 🙂 lot powrotny opóźnił się może o 30 minut ale nie narzekaliśmy 🙂 wracaliśmy można powiedzieć „niechętnie” 😛 a teraz wypatrujemy nowych promocji biletów lotniczych do Bergamo 🙂
[M] Jako bonus z Włoch do Polski przemyciliśmy dwa kleszcze 🙂 jak na razie boreliozy i innych rumieni nie mamy jak również służby weterynaryjne nas nie ścigają 🙂
Polecamy:
– blog Putuptani zwłaszcza opis Bergamo i wyjścia na Grignę, które były naszą inspiracją
– odwiedzić na lotnisku punkt informacyjny, gdzie dostaniemy komplet map i informatorów a ponadto kupimy bilety autobusowe wedle uznania na 24, 48, 72h
– zwiedzić górne miasto
– zabrać strój kąpielowy 🙂
– wybrać się nad jezioro Como a potem już wedle uznania zostać nad wodą lub ruszyć w góry
– sprawdzić rozkład jazdy pociągów na stronie Tranitalia