... czyli podróże małe i duże ...

2021

2021

Włochy, Bergamo

11 – 12 grudnia

Zakończenie sezonu w 2021 robimy we włoskim Bergamo. Z tygodnia na tydzień widać, że obostrzenia covidowe Włochom wchodzą trochę za bardzo, już na starcie w naszej ulubionej knajpce “Bar Escondido” legitymowała nas Policja, dalej wszędzie paszporty covidowe nawet na Diabelski Młyn, czy Jarmark Bożonarodzeniowy. Bergamo jak zwykle fajne, ale dajemy sobie spokój z Włochami na jakiś czas.

***

 

Włochy, Malgrate, Valmadrera

4 – 6 grudnia

W tym roku urodziny Marcina spędzamy we Włoszech, pogoda w miarę się utrzymuje jest szansa na kolejną via ferratę, więc loty do Bergamo kupione, nocleg mamy nad jeziorem Como w miejscowości Malgrate, a w sąsiednim Valmadrera jest via ferrata Corno Rat z tym, że jest ale w remoncie. Podchodzimy do jej startu wygląda dobrze ale cholera wie jak jest dalej, więc dajemy sobie spokój i ruszamy na szczyt normalną trasą trekkingową. Finalnie analizując trasę z góry wydaje się, że bez problemu da się przejść, ale na dole wyglądało to inaczej. Widoki na trasie rekompensują nam brak wspinaczki 🙂

***

Ukraina, Stanislav, Odessa

27 – 30 listopada

Naszym celem był ukraiński Wielki Kanion czyli Kanion Chersoński z lotniska odebrał nas już wcześniej dogadany zaprzyjaźniony taksówkarz. Trasa ponad 200 km minęła spokojnie, tylko końcowy odcinek był trochę nieprzejezdny, remont drogi pamiętał jeszcze czasy ZSRR, za to zachód słońca nad Morzem Czarnym rewelacja. Drugi dzień już mniej ciekawy bo pogoda bardzo się zepsuła, ale dla nas to nie problem. Miejscami było tak jak w grze Stalker w takim klimacie postapokaliptycznym. Sam pobyt rewelacja miejscowość Stanislav ma swój niesamowity urok, do tego bardzo sympatyczni i gościnni mieszkańcy, polecamy szaszłyki z miejscowego sklepiku 🙂 Na koniec wróciliśmy do Odessy, gdzie podziwialiśmy w nocy urok tego miasta.

***

 

Włochy, Varenna

20 – 21 listopada

Idziemy za ciosem, we Włoszech jest dalej ciepło, a my mamy głód via ferrat, więc ruszamy na weekendowy wypad do Bergamo, szybki przejazd nad jezioro Como do miejscowości Varrena, gdzie po zameldowaniu ruszamy na “Ferrata della Galleria di Morcate”. Po drodze mijamy plażę do piesełków, wchodzimy w tunel, aby z jednego z okien zacząć przygodę 🙂

***

 

Portugalia, Madera, Pico do Ruivo

3 – 10 listopada

Bilet kupiliśmy w 2019 roku, lecieć mieliśmy początkiem 2021 i jakoś tak złożyło się, iż polecieliśmy dopiero w listopadzie. Plan był ambity przejść wyspę z południowego wschodu na północny zachód 120 km w tym zdobycie najwyższego szczytu Pico do Ruivo 1862 m npm, który był naszym głównym celem. Plany pokrzyżowała nam trochę aura, gdyż okienko pogodowe praktycznie było tylko w jeden dzień, ale to był ten dzień i zdobyliśmy Pico do Ruivo oraz Pico do Aireiro  1818 m npm, a lewady to nam z ręki jadły. Wracając przy okazji zaliczyliśmy Widmo Brockenu 🙂

***

Bułgaria, Nesebyr, Pomorie

28 – 30 października

Była okazja, więc kupiliśmy ponownie Bułgarię i ponownie bazę mamy w Sarafovie, ale tym razem postanowiliśmy odwiedzić słoneczny Nesebyr miasto w wpisane na świtową listę dziedzictwa UNESCO,  a tak przy okazji udało się jeszcze zobaczyć Pomorie. Może nie jest tak ciepło jak w sezonie, ale ten spokój i piękne widoki rekompensują ciut niżą temperaturę. Tak już przy okazji udało się nam trafić mniejszego transportowca lotniczego ze stajni Antonova: AN – 125 100M.

***

 

Bułgaria, Sarafovo

16 – 17 października

Bułgarię zawsze wspominamy bardzo ciepło; góry, morze, spoko ludzie, dobre jedzenie. Tym razem uznaliśmy, że uciekniemy od zimna jakie panuje w październiku w Polsce i na weekend pojawimy się nad Morzem Czarnym. Aura taka trochę w kratkę, ale i tak cieplej niż w Polsce, miejscami było 20 stopni 🙂 Z Sarafova blisko do lotniska jak i do Morza Czarnego 🙂

 

***

 

Włochy, Mezzocorona

08 – 11 października

Bergamo stało się taką naszą bazą wypadową we włoskie góry, tym razem padło na Dolomity, a dokładnie ich przedpole. Pociągiem Trenitalia dojechaliśmy do miejscowości Mezzocorona, po drodze zahaczając o Veronę i Trydent. Na miejscu po wcześniejszym rekonesansie ruszyliśmy na podbój via ferraty Burrone Giovanelli, samo miasteczko też jest bardzo urokliwe.

***

 

Czechy, Bystrzyca, Mosty u Jablunkova

18 – 19 września

Beskid Śląsko-Morawski jest blisko i nie mamy go zdeptanego, pociągi czeskie jeżdżą jak należy, więc ruszamy ulubionym Leoexpressem do Bohumina, aby później České Dráhy dojechac do Bystrzycy, tam przekraczamy Olzę i wkraczamy do Beskidu Śląsko-Morawskiego, trasa 36 kilometrów podzielona na dwa dni, po drodze odwiedzamy trzy świetne schroniska Horská Chata Ostrý, Kamenná Chata i polecane przez miejscowych Horská Chata Skalka. Nocleg dla odmiany mamy w namiocie, do tego całą noc leje ale wycieczka świetna 🙂

***

 

Naddniestrze, Tyraspol

7 – 8 września

Państwo o którym krążą legendy. Z lekką obawą wsiadaliśmy do marszrutki w Kiszyniowie kierującej się do Tyraspolu, stolicy Naddniestrza ale jak to mówią strach ma wielkie oczy, a pogranicznicy byli bardzo sympatyczni. Szybko i sprawnie dostaliśmy przepustkę na półtorej miesiąca. Miasto zielone, czyste z fajnymi knajpkami, dobrym jedzeniem do tego tak przy okazji udało nam się popłynąć statkiem wycieczkowym po Dniestrze, zostaliśmy też bardzo miło przyjęci przez Popa w remontowanej lokalnej cerkwi. Miejscowe parki wieczorem nabierają klimatu świetnym oświetleniem, fontannami i łabędziami 🙂 Szkoda tylko, że nas gonił czas bo na cały wyjazd Mołdawia/Naddniestrze mieliśmy tylko tydzień.

***

 

Mołdawia, Kiszyniów, Nisporeni, Dealul Bălănești

5 – 12 września

Mołdawia to kolejny kraj, gdzie wybieraliśmy się już kilka razy, ale zawsze coś, a szczególnie cena lotu z Polski. Tak jakoś się złożyło, iż u naszych południowych sąsiadów lot wychodzi dużo taniej, to i skorzystaliśmy z tej okazji. Głównym celem było zdobycie najwyższego szczytu stricte pod Koronę Europy, ale sama Mołdawia mimo braku gór była dla nas bardzo urokliwa. Sympatyczni ludzie, dobre jedzenie i wbrew pozorom bardzo fajne szlaki trekingowe, to jest to co lubimy. Najwyższy Dealul Bălănești ( 430 m npm) oczywiście zdobyty 🙂

***

 

Czechy, Praga

4,12 września

Stolicę Czech, Pragę zawsze bardzo ciepło wspominamy, nasza przygoda z Mołdawią rozpoczyna się właśnie w Pradze, gdyż loty z tego kraju są w dużo bardziej korzystnej cenie niż z Polski, do tego Leoexpress zawiezie nas tam po tanioszce, a z powrotem przywiezie Ryanair. Tym razem pokręciliśmy się jak zawsze po Starym Mieście, szczególnie w nocy jest bardzo urokliwie, do tego na powrót podziwialiśmy panoramę z Wieży Telewizyjnej 🙂

 

***

 

Ukraina, Pikuj

27 – 31 sierpnia

Jak w zeszłym roku zakochaliśmy się w Bułgarii tak w tym roku mamy Ukrainę, Pikuj  (1405 m npm) najwyższy szczyt Bieszczad dawno już siedział nam w głowie, chyba cztery razy się na niego wybieraliśmy i zawsze coś. Tym razem pomógł nam Ryanair, Flixbus oraz Ukraińskie Koleje, które dowiozły nas w iście bajkowym klimacie do Sianek (miejsca startu szlaku). Pogoda nas nie rozpieszczała, pierwszy dzień w miarę względnie, ale drugi to ciągły deszcz dopiero gdy doszliśmy już do samego końca naszego trekingu, trochę się rozpogodziło 🙂 Jak to z nami bywa nie narzekamy, wypad był świetny i w portfolio mamy najwyższy szczyt Bieszczad 🙂

 

***

Ukraina, Wilkowo

31 lipca – 3 sierpnia

Tu kończy się Ukraina, tu też kończy swój bieg druga co do długości rzeka Europy, Dunaj. Czyli Wilkowo małe miasteczko graniczące z Rumunią, zwane potocznie ukraińską Wenecją. Czy można porównywać Wilkowo do włoskiego miasta ? Raczej nie, bo tak naprawdę nie ma tu aż tylu zabytków, ale jeśli chodzi o przyrodę to włoskie miasta wysiadają, Wilkowo dla nas było takim przeżyciem jak pobyt nad jeziorem Atitlan w Gwatemali. Pływaliśmy kajakami, szwędaliśmy się po drewnianych podestach, przeskakując przez kanały, pływaliśmy motorówką aby finalnie zaliczyć “kilometr zero” czyli miejsce, gdzie Dunaj wpływa do Morza Czarnego. Jako ciekawostka dlatego zero, iż długość Dunaju liczy się od miejsca ujścia nie źródeł.

 

***

 

Chorwacja, Drasnice

1 – 4 lipca

Wyjazd stricte imprezowo leżakowy, czyli polecieliśmy odwiedzić naszych znajomych w Drasnicach na Chorwacji. Nie chodziliśmy po górach mimo, że był pomysł na trasę ok. 10 km, ale dość skutecznie nam  to przeszło przy temperaturze 36 stopni 🙂 Wyjazd wyglądał jak w filmie Dzień Świstaka czyli; wstajemy, śniadanie, plaża, obiad, drzemka, jaaazda do północy 🙂 i następny dzień podobnie. Sama miejscowość bardzo urokliwa, bez tłumów turystów, głównym językiem jaki tam słyszałem to czeski, później polski, a na końcu chorwacki 🙂

 

***

 

Szczecin

11 – 13 czerwca

Tak bardzo spodobała nam się jazda PKP, że z powrotem wracaliśmy samolotem 🙂 Za to Szczecin super, gonił mnie lagun rozbiłem telefon, obdarłem kolana, próbowaliśmy świetnych kanapek z makrelą, rewelacyjne miasto na weekendowy wypad

 

***

 

Albania, Tirana, Gjirokastra, Permet

02 – 26 maj

Miał być Reunion, ale wiadomo covid 😉 i kupiliśmy Albanie, był to strzał w dziesiątkę. Już sama stolica bardzo nam się spodobała, masa życzliwych ludzi, świetne widoki i tak wylądowaliśmy w Gjirokastrze, tu mieliśmy zostać tylko 3 dni … tylko 🙂 zrobiło się półtorej tygodnia, ale warto było. Dwa pasma gór pod nosem, wiele nieodkrytych miejsc, zaczarowane monastyry, do tego psy pasterskie, żmije i skorpiony (jeden mnie dziabnął – skorpion nie wąż :P). Albania to tegoroczny nasz główny wyjazd, który bardzo pozytywnie nas zaskoczył, na pewno jeszcze tu wrócimy 🙂

 

***

 

Beskid Niski, Wołowiec, Nieznajowa

19 – 21 marzec

Beskid Niski czyli najbardziej dzikie pasmo gór w Polsce, mimo w sumie początku wiosny poruszaliśmy się raczej w zimowych klimatach. Łemkowszczyzna przywitała nas mrozem i śniegiem, ale słońca też było dużo, pewnie dlatego aby ogrzać stopy po przeprawach przez rzeki. Poznaliśmy tez bardzo sympatycznego psa Plampacza.

 

***

 

Mazury, Szymany, Sasek Wielki

19 – 21 luty

Wiadomo Covid i za granicę to lecieć się nie da, jakoś tak wpadliśmy na pomysł, aby prawdziwą zimę zobaczyć na Mazurach. Kilka dni wcześniej mrozy dochodziły ponad 20 stopni poniżej zera, a gdy przylecieliśmy zaczęła się odwilż. Nie powstrzymało to nas do małego survivalu; połaziliśmy po tafli zamarzniętego jeziora, gotowaliśmy wodę w zupełnie inny sposób niż zawsze, zapadliśmy się w śniegu, aby finalnie wylądować w Agroturystyce Lasek, gdzie właściciele rozpieszczali nasze podniebienia 🙂

 

***

 

Gdańsk, Władysławowo, Hel

29 styczeń – 1 luty

Latać się nie da, hotele zamknięte więc ruszamy na na Hel z namiotem. Zapakowaliśmy się do Pendolino po 6 godzinach znaleźliśmy się nad morzem, aby finalnie wylądować na Półwyspie Helskim, gdzie zrobiliśmy sobie mały treking z noclegiem w namiocie na plaży 🙂

***