… czyli gdzie ostatnio byliśmy
2024
Słowacja, Veľkofatranská magistrála
9 – 11 listopad
Ciągnie nas na Słowację. Tym razem ruszamy na Veľkofatranską magistrálę. Trzy dni wędrówki, prawie 60 km pięknym pasmem Magistrali Wielkiej Fatry. Oczywiście jak to z nami bywa na Słowację jedziemy Flixem do Żyliny, aby stamtąd dojechać pociągiem do miejscowości Lubochna, a dalej już ruszamy na szlak. Pierwsza noc przespana na stryszku utulni (takie słowackie chatki) Koliba Prislop, niezapomniane wrażenie. Szczególnie gdy musieliśmy kombinować z wodą. Drugi dzień już pełen luksusów, bo śpimy w schronisku Chata pod Borisovom, a trzeci po przejściu jeszcze niecałych 20 km schodzimy do miejscowości Stare Hory, gdzie miejskim autobusem dostajemy się do Bańskiej Bystrzycy, a dalej już Flixem do Bielska – Białej. Późna jesień na szlaku jest cudowna, szczególnie gra światłem przy zachodach słońca. Minus krótki dzień, a co za tym idzie końcówki dziennych tras szliśmy z latarkami, ale i tak szlak jest genialny i… wymagający. Praktycznie ciągle “up and down” 🙂
***
Słowacja, Veľký Rozsutec
17 października
Szybki, czwartkowy, jednodniowy wypad na Słowację, dzięki naszej znajomej Kasi. Ruszamy z miejscowości Biely Potok, trasa przez Jánošíkove Diery. Idziemy wzdłuż górskiego potoku, pełnego wodospadów, drabinek, platform czyli to co najbardziej lubimy. Dalej gdy wychodzimy na polanę czeka nas trasa na Veľký Rozsutec z którego mamy cudowną panoramę na piękne pasmo Małej i Wielkiej Fatry.
***
Słowacja, Liptovské Revúce
10 – 13 października
Lot do Lyonu z Krakowa, pociąg do Grenoble a tam via ferraty, ale… Wizzair się spóźnił i cały plan poszedł w troki. Kombinujemy coś na szybko. Bieszczady? Oj nie, ceny z kosmosu, do tego brak miejsc w naszej ulubionej Tarnawie Niżnej. To co? Słowacja? Nasz niezastąpiony Flixbus, do tego słowackie autobusy i pociągi, więc finalnie lądujemy w Liptovskich Revúcach. Oczywiście, że via ferraty a oprócz tego jeszcze się wieczorkiem szwędamy po wiosce, gdzie podobno chodzą misie a w knajpach mamy niesamowity miejscowy klimat. Kofola, Becherovka i lokalna muzyka. 🙂
***
Svalbard, Longyearbyen, Pyramiden, Barentsburg
23 września – 1 października
Od dawna mieliśmy chęć na wypad w okołobiegunowe klimaty, a archipelag Svalbard był na naszej liście “must see”. Lot ze Sztokholmu przebiegł bez większych problemów i kraina niedźwiedzi polarnych stanęła przed nami otworem. Główna nasza baza znajdowała się w największym mieście tego archipelagu Longyearbyen, skąd popłynęliśmy m.in. do opuszczonego rosyjskiego miasta Pyramiden, a także odwiedziliśmy drugie co wielkości miasto Svalbardu Barentsburg. Udało nam się tez wypożyczyć broń i zawędrowaliśmy na pobliski szczyt Sarkofagen, skąd rozpościerał się piękny widok na zatokę i miasto. Dlaczego broń? Miejscowe prawo nakazuje, że wychodząc poza miasto należy mieć ze sobą broń palną, głównie do obrony przez niedźwiedziami polarnymi. Odwiedziliśmy też miejscową kopalnię, oraz rejon Światowego Banku Nasion, a także kawiarnie z przesympatycznymi piesełkami. Udało się też trafić zorzę polarną. Wypad uznajemy za bardzo udany, klimaty biegunowe mają w sobie to coś.
***
Słowacja, Kykula, Trojak
22 września
Pierwszy dzień jesieni, uciekamy na Słowację, a bardziej na na granicę polsko-słowacką, gdzie wybraliśmy się na zachód słońca.
***
Słowacja, Stary Smokovec, Czerwona Ławka
6 września
Tym razem męski wypad na podobno najtrudniejszy szlak trekkingowy na Słowacji, czyli Czerwona Ławka. Widoki świetne szczególnie w rejonie Chata Teryho. Tatry, świetna pogoda, genialne widoki co może być lepszego? 🙂 W sumie szlak nie jest taki trudny jak to w interentach opisują.
***
Węgry, Csesznek, Vinye
14 – 18 sierpnia
Na Węgry zawsze wracamy z uśmiechem na twarzy. Dobre jedzenie, fajni ludzie, palinka, świetny transport i wymagające via ferraty. Tym razem Flixem z Katowic pojechaliśmy do miasta Gyor, gdzie dalej już miejscowymi autobusami dojechaliśmy do miejscowości Csesznek. Tam na nas czekała seria via ferrat znajdujących się niedaleko ruin zamku, którego pilnuje pies Bobbi 🙂 do tego można zaliczyć mały trekking do miejscowości Vinye, a tam czekała na nas kolejna seria wymagających via ferrat. Pękły węgierskie D i E, czeka na nas jeszcze jedna E/F 🙂
***
Stany Zjednoczone, Alaska
28 czerwca – 18 lipca
Nasz pierwszy wyjazd do Stanów Zjednoczonych i zaczynamy od Alaski. Lądujemy w Anchorage, aby po kilku nocach w hotelu ruszyć do Stanowego Parku Chugach, gdzie nasza przygoda z niedźwiedziami w tle ciągła się przez kilka dni, przy okazji zdobywamy szczyt The Ramp, a schodząc z niego rozbijamy się przy jeziorze Ship (Ship Lake) niedaleko nory rosomaka 🙂 Przygód mamy jeszcze mało więc ruszamy alaskańskim pociągiem do Seward, tam wbijamy się do Parku Narodowego Kenaji Fjords i znowu oprócz niedźwiedzi walczymy z czymś totalnie dla nas nowym czyli przypływami i odpływami. Bardziej interesują nas te drugie, aby spokojnie przejść szlakiem do Północnej Plaży, a stamtąd dostać się do Fortu Caines Head. Stany zrobiły na nas piorunujące wrażenie, ludzie, przyroda i piesełki, które powitały nas w hotelu w Seward 🙂 W całej zabawie towarzyszyli nam Kasia i Andrzej z którymi już nie raz gdzieś tam byliśmy 🙂
***
Kosowo, Peje
31 maja – 3 czerwca
Końcówka maja i początek czerwca zarezerwowane dla Bałkanów. Ruszamy do znanego nam już Peje w Kosowie i oczywiście via ferraty w najgłębszym w Europie kanionie Rugova. Nocleg w znanym już nam hostelu Bora, a obiady w knajpie Restaurant Lumi i bardhe. Do tego mamy atrakcję w postaci nowej trasy Peje 360 z zakręconą drabiną, a po drodze na nią pogonił nas żółw 🙂
***
Węgry, Tatabanya, Tata
11 -15 maj
Po dwóch latach wracamy na Węgry i oczywiście ruszany do Tatabanya na via ferraty, przy okazji odwiedzamy sąsiednią miejscowość Tata, gdzie odwiedzamy jezioro Tatai, oglądamy panoramę miasteczka z wieży Fellner Jakab-kilato, wspinamy się na pobliskich ferratach. Głównym celem jednak jest i tak Tatabanya z towarzystwem ptaszorka Turula i jego ferrat D/E, E, D. 🙂
***
Słowacja, Liptovské Revúce, Rakytov, Dwie Wieże
4 – 5 maj
Ostatnie dni długiego majowego weekendu spędzamy na… Słowacji tym razem owszem via ferrata Dwie Wieże, ale też ruszyliśmy na trekking, gdzie zdobywamy jedną z wyższych górek w tym rejonie Rakytov 1567 m npm, po drodze odwiedzamy wyjątkowo klimatyczne schronisko Limba, gdzie raczymy się wybornym słowackim piwkiem. Na drugi dzień wiadomo, że via ferraty 🙂
***
Francja, Cavaillon
6 – 9 kwietnia
Francję odwiedzaliśmy rzadko i to głównie z racji braku bezpośrednich lotów do miejsc, które by nas interesowały (Paryż to tak średnio). Tym razem wypatrzyliśmy Marsylię. Sama Marsylia to interesowała nas tylko z dworca kolejowego Vitrolles Aéroport Marseille Provence, aby dojechać do malowniczej miejscowości Cavallion. Tam już czekała na nas Via Ferrata de Cavallion i w sumie trzy dni wspinania.
***
Słowacja, Liptovské Revúce, Dwie Wieże
23 marzec
Mieliśmy lecieć do Włoch ale nad Lecco cały weekend miało padać, no to gdzie jedziemy? Liptovskie Revuce i Dwie Wieże a co za tym idzie via ferraty. Pogoda na medal do tego znowu wszystkie ferraty tylko dla nas, jesteśmy tam sami.
***
Słowacja, Liptovské Revúce, Dwie Wieże
16 – 17 marzec
Było nam mało i wracamy na dwa dni. Pierwszy dzień pogoda tak średnio dopisała. Baliśmy się, że zacznie padać, ale jakoś się utrzymało, do tego skała była sucha. Drugie dzień, słoneczko i ciepełko. Jak zawsze Dwie Wieże nas nie zawiodły.
***
Słowacja, Liptovské Revúce, Dwie Wieże
4 marzec
I zaczynamy sezon. Mamy bardzo blisko, a że zrobił się wolny poniedziałek, to trzeba było skorzystać. Praktycznie na via ferracie jesteśmy sami, a nawet pogoda dopisała 🙂
***
Salwador, Santa Ana, Juayua, La Libertad
9 – 22 luty
Jakoś tak prawie rok do przodu kupiliśmy bilety do meksykańskiego Cancun, cena była atrakcyjna i tak jakoś wyszło. Z czasem zaczęliśmy robić rozpoznanie i zapaliła się czerwona lampka. Kurort, już raz mieliśmy wątpliwą przyjemność kilka dni przebywać w turystycznej miejscowości na terenie Egiptu i… powiedzmy, że było słabo. Ameryka Łacińska rządzi się swoimi prawami, a jednym takim są stosunkowo tanie loty do państw sąsiednich. Kolumbia fajna ale byliśmy już dwa razy, Panama fajna ale byliśmy, Gwatemala też, Kostaryki nie chcemy, bo to komercja. Salwador, hmm nie znamy, szybkie rozpoznanie. Strony polskiego MSZ nie zachęcają, ale podróżnicy tacy jak my piszą już coś innego. Kraj bezpieczny, ludzie przyjaźni, ceny niewygórowane, nie ma nachalnego zmuszania do przewodników. Na plus, że walutą Salwadoru jest amerykański dolar oraz bitcoin. Ten drugi nas tak średnio interesuje, ale dolarów mieliśmy trochę zachomikowane bo daliśmy sobie spokój z Afryką. Na resztę zapraszamy do pełnej wersji, która powinna być lada dzień, albo już jest 🙂
***
Włochy, Piza, Buti
27 – 29 styczeń
Włochy, Włochy, magiczne Włochy, bardzo lubimy tu wracać, a że mamy mnóstwo nieodkrytych via ferrat to wracamy często. Padło tym razem na miasto Piza znane z Krzywej Wieży do którego dolecieliśmy Ryanairem z Krakowa w godzinach wieczorowo-nocnych wraz z naszymi znajomymi Aurelem i Julką. Tu też mamy swoją bazę. Piza to miasto, gdzie z lotniska wszędzie blisko i można się spokojnie wszędzie poruszać na piechotę. Do lotniska mamy kilometr, tyle samo do dworca kolejowego, a do Krzywej Wieży raptem 3 km z lekkim hakiem. Przylatujemy w sobotę, a już w niedzielę ruszamy na stację kolejową, gdzie pociągiem w 15 minut dojeżdżamy do miejscowości Pontedera, aby stamtąd taksówką udać się do Buti (w niedziele nie jeżdżą autobusy), gdzie czeka na nas via ferrata Di Sant´Antone, wyceniona jako D (Difficile). Wszystko na niebie i ziemi wskazuje, że pójdzie łatwo. No cóż na starcie wita nas jakiś dziwny napis po włosku wskazujący, że coś jednak jest nie tak, idziemy do ściany, wszystko wygląda w porządku. W oddali widzimy wspinaczy, a po chwili dochodzą do nas dwaj Włosi, krótka wymiana zdań i ruszają przed nami. Finalnie na ścianę ruszam ja z Aurelem, dziewczyny wybrały trekking. W sumie nawet i dobrze, bo to jedna z dłuższych i dość wymagających via ferrat, do tego nie do końca jest otwarta. Finalnie spotkaliśmy się z dziewczynami na szczycie, radośnie poobijani ruszyliśmy do Buti i w odwrotnej kolejności wróciliśmy do Pizy, a że było nam jeszcze mało to poszliśmy podwędzić Krzywą Wieżę 🙂
***
Portugalia, Madera
14 – 21 styczeń
Rozpoczęcie sezonu… i wracamy na kochaną Maderę. Lot jak to z nami bywa bez większych problemów. Program mamy napięty bo zaczynamy od Półwyspu św. Wawrzyńca, aby na drugi dzień już zniknąć na chłodniejszą północną część wyspy wiecznej wiosny do miasteczka Porto Moniz, gdzie już na starcie trafiamy na szlak Vigia skąd możemy popatrzyć z góry po ciemku na ocean. Następny dzień ruszamy na lewadę Ribeira da Janela, gdzie po 5 kilometrach przepędzają nas pracownicy wycinający drzewa, no cóż wracamy ale mamy mało i ruszamy na sąsiednią lewadę Moinho. Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, słońce, deszcz a nawet burze. Kolejny dzień ruszamy do sąsiedniego miasteczka Seixal, gdzie zatrzymujemy się w domu niczym z Harrego Potera, mamy kaplicę, bibliotekę i rustykalny klimat pokoju. Szybki rekonesans na miejscu i mamy swoją knajpę z pyszną poncha oraz… zagubione w lesie deszczowym wodospady w klimacie kolumbijskim. Piątek, ruszamy do clue naszego wypadu czyli mroczny, deszczowy, mglisty las. W Seixal mamy temperaturę około 20 stopni ale już w Fanal na 1200 m npm jest 9, pogoda jest idealna. Strasznie, mglisto, pada, dokładnie tak jak ma być do tego we mgle od czasu do czasu pojawiają się stwory z kosmosu… pasące się tam krowy. Las to jednak za mało i ruszamy na pobliską lewadę dos Cedros, która finalnie prowadzi do miasteczka Ribeira da Janela, tu okazuje się, że nie mamy autobusu. Krótka kalkulacja, to tylko 5-6 km więc idziemy z buta. Ruszamy opuszczoną starą drogą, jest niczym w The Last of Us klimat postapokaliptyczny, tunele, zerwane drogi, a jako wisienka opuszczona fabryka. Finalnie po przygodach z krabami i oceanem wracamy się i do Seixal idziemy 3 kilometrowym tunelem drogowym 🙂 Misja Madera zakończona sukcesem, zrobiliśmy wszystko co zaplanowaliśmy plus różne inne smaczki 🙂 a bym zapomniał odwiedziliśmy też czarną plażę.
***
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017