… czyli skąd oni mnie znają ?
Za pomysł wyjazdu podziękowanie należy się naszemu koledze Grzesiowi 🙂 Zauroczony Gruzją po letnim pobycie w Mestii swymi opowieściami zachęciłby do wyjazdu chyba każdego. I tak Grześ można powiedzieć został organizatorem naszej wycieczki.
Promocyjny lot w cenie 150zł tam i powrót udało się zarezerwować z wylotem z Katowic a linie lotnicze Wizz Air okazały się bardzo przyjazne pasażerowi. Wycieczka była krótka bo od 10.12.2013r do 14.12.2013 ale wrażenia niezapomniane.
Na lotnisku w Kuatisi zorganizowane było stanowisko zajmujące się organizacją dojazdu do niemal każdego zakątka Gruzji. Bez problemu kupiliśmy bilet na marszrutkę czyli bus jadący do Mestii.
[M] Na lotnisku można było od razu zamienić dolary na geli (lari) po całkiem przyjemnym kursie 1.695 gdzie kurs w Mestii wynosił 1.698 a w Kutaisi 1.705 więc różnice są iście jak przy czasach w formule 1 🙂 szkoda czasu na kombinowanie, na lotnisku jest prościej. Gruzini są ogólnie uczciwymi ludźmi.
Warunki pogodowe były dosyć trudne, wciąż padający śnieg i mróz spowodował, że trasa, która powinna zając 4-5 godzin zajęła nam aż 9 z hakiem 🙂 I tutaj niesamowicie zaskoczył nas kierowca marszrutki swoim spokojem i umiejętnością wybrnięcia z każdej opresji. Jak tylko wjechaliśmy w górzyste tereny konieczne było założenie łańcuchów na koła. Po tym jak jeden łańcuch odpadł gdzieś po drodze i jazda okazała się niemal niemożliwa zaskoczyła nas życzliwość i pomoc ze strony innych kierowców. Męska część naszej wycieczki też starała się pomóc przynajmniej przy pchaniu busa czy później innego jeepa, który utknął na zaśnieżonej drodze. Kierowca zapytany o polecenie guest house’u w Mestii nie tylko polecił go, ale i odstawił nas bezpośrednio jego właścicielowi, który do domu zabrał nas już swoim samochodem. I tak minęła nasza podróż. Wylecieliśmy z Katowic o godz. 6:15 rano a około 23:00 byliśmy w Mestii w Guest House’ie „Famili Hotel Mestia Tour”, który możemy polecić :). Po wyborze zakwaterowania z wyżywieniem (20 lari – nocleg, 20 lari – 2 posiłki) mimo tak późnej pory właścicielka przygotowała nam przepyszną kolację.
Tradycyjna Gruzińska kuchnia jest naprawdę bardzo dobra a przyprawy i sosy po prostu świetne. Z powodu mrozu dochodzącego w okresie naszego pobytu chyba do -20 stopni Celcjusza konieczne było zostawianie na noc odkręconej wody w kranach aby zapobiec zamarznięciu jej w instalacji a piecyki elektryczne w pokojach nie nadążały z grzaniem pomieszczeń, ale ilość bardzo ciepłych kołder nie pozwoliła nam w nocy zmarznąć :).
Przejazd marszrutką do Mestii – filmik
[M] Trzeba wspomnieć, iż Bożenka jako osoba dość praktyczna uznała, iż szkoda marnować wodę i zanim się zorientowała w jakim celu jest odkręcona, namiętnie uniemożliwiała jej płynięcie, przekręcając kurki 🙂
MESTIA
Mestia położona w północno-zachodniej Gruzji razem z obszarem Górnej Swanetii wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W Mestii zachowało się wiele średniowiecznych baszt rodowych, które służyły Swanom jednocześnie za warownię i dom. Mury wież chroniły ich przed atakami obcych armii, feudalnych panów, a także przed sąsiadami żądnymi wypełnić krwawą zemstę rodową. Widok baszt zrobił na nas duże wrażenie. Pierwszy dzień pobytu poświęciliśmy na próbę dotarcia do lodowca Chalaadi. Dotarliśmy tylko kawałek za most wiszący nad rzeką Mestiachala. W drodze towarzyszyły nam dwa miłe psiaki, które domagały się co jakiś czas głaskania szturchając nas pyszczkami w ręce. Do mostu i chaty znajdującej się bezpośrednio przy nim można było jeszcze znaleźć czyjeś ślady, niestety za mostem ślady się skończyły. Trochę błądziliśmy w śniegu próbując znaleźć szlak na lodowiec ale ostatecznie daliśmy za wygraną. Za mostem natrafiliśmy tylko na pustą chatę straży granicznej,
[M] jak ktoś chce wiedzieć coś więcej to zapraszam na maila 🙂
po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Tam i z powrotem przeszliśmy ponad 20 kilometrów
w śniegu i mrozie 🙂 dawno nie mieliśmy okazji słyszeć trzeszczącego na mrozie śniegu pod butami 🙂 Powiem tylko tyle : Takiej zimy już dawno nie miałam okazji widzieć w Polsce 🙂
Jeśli chodzi o gruzińską kuchnię to będąc tam koniecznie trzeba spróbować pierogów Khinkali {chinkali}, placków serowych khachapuri {chaczapuri}, pikantnych pulpetów Abkhazura {abchazura} oraz małych pieczonych kiełbasek kupati a jeśli chodzi o miejscowe trunki to bardzo dobre jest tam domowe czerwone wino, spróbować można również wódki chacha ( jest to winiak produkowany z wytloków winogronowych ).
[M] Grześ na temat „czaczy” może coś więcej powiedzieć 🙂
Jako że Grześ nie rusza się na wyprawę bez prezentów dla miejscowych dzieci to w drugi dzień pobytu w Mestii odwiedziliśmy tamtejszą szkołę, w której nauczycielom zostawiliśmy dla dzieciaków trochę przyborów szkolnych, słodyczy i zabawek, które pewnie sprawią im przyjemność. Tego dnia nie udało się nam dostać na wyciąg krzesełkowy i nie zobaczyliśmy panoramy Kaukazu co bardzo polecała nam właścicielka Guest House’u ale za to za jej namową zobaczyliśmy Georgian National Museum z imponującą kolekcją rękopisów, ikon, monet i przedmiotów codziennego użytku. Oczywiście udało nam się jeszcze kupić trochę pamiątek 🙂
Atmosfera w Mestii jest niesamowita. Bardzo musimy tu polecić lokal „Laila Cafe Bar” położony w centrum miasta na małym rynku. Bardzo miła dziewczyna za barem poleci to co warto zjeść i wypić a jeśli uda się wam tak jak nam to usłyszycie jak klienci lokalu śpiewają tradycyjne gruzińskie pieśni tworząc wspaniałą atmosferę.
[M] Pieśń, która utkwiła nam w pamięci to „Kavkasiuri balada” która można znaleźć na youtubie w wykonaniu zespołu Bani
Kavkasiur Ballada – Bani – filmik Youtube
dodatkowo dorzucamy do porównania jak zaśpiewali „Kavkasiuri balade” miejscowi w Cafe Laila:
Kavkasiuri balada w Cafe Laila Mestia – Gruzja – filmik
(w lokalu brzmiało to dużo lepiej)….. „ojda ridajda ojda”. Dodam jeszcze, iż w ponad 3 tysięczny mieście komenda Policji wygląda futurystycznie imponująco, a wyposażenie (radiowozy) wyglądają o niebo lepiej niż w Polsce, podobnie mundury.
Z przykrością pożegnaliśmy się z Mestią w piątek 13.12.2013r. Właściciel Guest House’u podwiózł nas samochodem do marszrutki, dzięki temu nie marzliśmy czekając na busa tylko przesiedliśmy się z jego samochodu do marszrutki kiedy ta podjechała. Około 13:00 byliśmy już w Kutaisi. Najpierw odwiedziliśmy McDonalds, bo był na wprost miejsca gdzie wysiedliśmy z marszrutki, a że podczas drogi zdążyliśmy zgłodnieć to i fastfood smakował 🙂 I tu kolejne zaskoczenie podejściem Gruzinów do turystów. Na ulicy jakiś mężczyzna zapytał nas czy szukamy czegoś konkretnego i czy nie potrzebujemy pomocy, jak zapytaliśmy o hotel to bezinteresownie nas zaprowadził do znajdującego się niedaleko Hotelu NNN (80 lari – pokój 3 osobowy). Wieczorem i tu kaloryfer nie nadążał z ogrzaniem pokoju ale mogliśmy skorzystać z WiFi a na dole znajdowała się restauracja.
Z tego wyjazdu Marcin wrócił z flagą Gruzji zakupioną w Kutaisi a ja z figurką sowy zakupioną w Mesti.
[M] Bardzo miła pani w sklepie z artykułami biurowymi w Kutaisi (niedaleko targowiska i serii sklepów AGD, meblowych i dziwnych banków) po rosyjsku wytłumaczyła mi jak dostać się do centrum, ale ze względu na aurę pogodową (lód na chodnikach) uznaliśmy, że wracamy do hotelu
Jeśli chodzi o miłe spędzenie czasu i nocleg w Mestii polecamy:
Laila Cafe Bar – Seti square 7 tel. 995-577-577-677 e-mail: laila_mestia@yahoo.com, Facebook: Cafe Laila Mestia
Family Hotel Mestia Tour – Guladi japaridze str 15, e-mail: japaridze1959@mail.ru, www.mestiatour.com
[M] Gruzja jest takim fajnym krajem, że można porozumiewać się i po rosyjsku i po angielsku tym bardziej, ze my akurat lubimy język rosyjski. Myślę też, iż jak zdążę za niedługo wystartuje nasza galeria.
Co do dołączonych filmików, chodzą bez problemu z zestawem codeków K-Lite bądź CCCP