…czyli czy ta woda aby nie jest słona ?
Pomysł na wyjazd do Izraela już dawno kiełkował nam w głowach, ale pieczątki w paszporcie z tego kraju są dość uciążliwe, co mieliśmy już okazję zobaczyć lecąc do Libanu.
Tak jakoś się złożyło, iż Wizzair odwołał nam kilka lotów i na koncie Wizz Club zebrała się całkiem niezła sumka, do tego izraelscy pogranicznicy nie wbijają już pieczątek, analiza cen biletów i mamy kupione loty na Bliski Wschód. Trochę zakręcone bo wylot z Krakowa a powrót do Katowic, ale są i jest ok. Obawiamy się problemów na granicy, bo pieczątek z krajów arabskich mamy dość dużo, ale raz kozie śmierć najwyżej nas wrócą do kraju 🙂
Dobra mamy już loty kupione 13 do 16 grudnia, ale co tam robić? Plaże nuda, muzea nuda, a może by tak przejść się trasą Jezusa z Nazaretu? Pomysł dość fajny bo trasa na trzy dni więc idealne na nasz wyjazd, „risercz w internetach” i mamy lekki problem, nazywa się on piątek i sobota w Izraelu czyli szabat, nie ma transportu, ewentualnie jest ale bardzo drogi, patrz taksówka. Hmm teoretycznie jesteśmy w stanie się ogarnąć i dojechać o rozsądnej godzinie do Nazaretu, gdyż lądujemy o 9:50 rano z tym, że wisi nad nami widmo wielogodzinnych przesłuchiwań przez pograniczników, chyba jednak ten pomysł odpada i jakoś średnio widzi mi się plan B czyli trzy dni w Tel Awiwie.
Szukam dalej, tym razem kieruję się na południe i znajduję pustynie Negew, uuuuu Desert Dream v3.0 (tak określamy nasze pustynne wypady), już mi się gęba uśmiecha. Ruszam na mały „risercz” w wirtualnym świecie, gdzie trafiam na stronę https://www.negevtrails.com/, a tam idealnie skrojone trekingi dla nas. Wybieram trasę trzydniową Avdat Plato Loop, świetnie opisana wraz z dojazdem komunikacją miejską, brakuje tylko śladów pod GPS, zabieram się za przeszukiwanie portalu Wikilock i Gpsies, ale tam nic nie ma na ten temat, a jeśli już coś jest to średnio pokrywa się z tym co chcemy przejść. No cóż odpalam Maps Me i zabieram się za analizowanie opisówki ze strony i tak powstają ślady naszego trzydniowego wypadu. Jakby ktoś potrzebował będą na końcu do ściągnięcia w formacie gpx.
Treking podzielony na trzy etapy z dwoma noclegami na polach namiotowych wyznaczonych przez strażników parku, do tego pierwszy dzień jest dość krótki, bo raptem do przejścia 5,5 kilometra (tak naprawdę to 7 ale o tym później), jest nam to bardzo na rękę, bo musimy trochę pobyć w Tel Awiwie, aby m.in. kupić gaz do jetboila. Drugi etap to już 16 kilometrów i ostatni 14, więc jakoś to strasznie nie wygląda, przewyższenia całkiem ok, ale z pustyniami to czasem bywa różnie i paręnaście kilometrów może być dużo gorsze niż wspinanie się na czterotysięcznik. No to mamy już plan, wiemy jak dojechać więc tylko czekamy na 13 tego w piątek aby ruszyć w nasz 163 lot 🙂 do tego Izrael jest naszym zakończeniem sezonu podróżniczego w 2019 roku 🙂
13-tego w piątek nasz kolega Piotrek zawiózł nas na lotnisko w Krakowie, szybko nadajemy bagaż i hyc do naszej ulubionej knajpki SO! Coffee, gdzie już tradycyjnie przy kawusi robimy zdjęcie zza okna 🙂
Lot przebiegał bez żadnych niespodzianek, wysiedliśmy z samolotu na lotnisku Ben Gurion w Tel Awiwie i z lekką duszą na ramieniu ruszyliśmy do okienek z odprawą paszportową, chwila stania w kolejce i czas na nas. Pan zabrał nasze paszporty przekartkował, dał karteczkę i życzył miłego pobytu w Izraelu. Hmm wszystkie mrożące krew w żyłach historie o izraelskich pogranicznikach poszły w łeb, odprawa paszportowa łącznie z odstaniem w kolejce trwała raptem 15 min. Nie taki diabeł straszny jak go malują. 🙂 Teraz tylko na bramkach skanujemy nasze karteczki i jesteśmy w hali przylotów. Po chwili zabieramy bagaż, jeszcze tylko spytałem Panią z informacji na temat transportu do centrum, który też okazał się bardzo prosty. Mimo tego, iż w piątki nie jeżdżą pociągi, czekały na nas busy, które dowoziły za „darmoszkę” do centralnego dworca autobusowego HaHagana w Tel Awiwie. Po drodze z bankomatu koloru czerwonego bez prowizji Revolutem wybrałem kwotę 800 szekli, oraz kupiliśmy kartę telefoniczną głównie pod kątem internetu. Cena trochę zabójcza, ale dla własnego bezpieczeństwa lepiej mieć łączność ze światem (karta 175 szekli).
Mamy „internety” szukamy busa, droga prosta bo wychodząc wyjściem o numerze 001 skręcamy w prawo i na końcu czekają na nas busy do HaHagana (są podstawiane tylko w piątki, gdy nie jeździ kolej), trasa przebiegła bezproblemowo. Ruszamy szukać gazu do kuchenki. Tu zaczyna się lepsza zabawa, bo na dworcu w polecanym sklepie „Rikochet” nie ma gazu. Od jakiegoś już czasu jest zabroniona sprzedaż tego typu materiałów, nic ruszamy na miasto. 🙂 Trochę kręcenia się i z dużą pomocą lokalnych mieszkańców trafiliśmy na sklep z gazem w sumie jakieś 1,5 km od dworca na ulicy Ha`Aliya (namiary GPS 32.055157, 34.772114). Mieliśmy też małą przygodę z pozostawionym w skanerze aparatem fotograficznym, o którym na śmierć zapomnieliśmy, ale jak to z nami bywa to wszystko wraca do nas z powrotem. Bardzo też przydała się znajomość języka rosyjskiego 🙂 sympatyczny Pan z obsługi zwrócił nam zgubę 🙂 Powiem nawet, że w miejscach mniej turystycznych język rosyjski jest w Izraelu bardzo użyteczny 🙂
Wracamy zadowoleni na dworzec autobusowy, gdzie już bez kontroli jesteśmy wpuszczeni przez naszego nowego znajomego od zguby 🙂
Szukamy stanowiska skąd odjeżdża autobus 370, którym śmigamy do Be`er Sheva największego miasta na pustyni Negew, gdzie następnie autobusem numer 64 jedziemy do punktu startu naszego treking. Z racji piątku bardzo gonił nas czas bo raz, że około 17:00 w grudniu zachodzi słońce i jak to bywa w strefie zwrotnikowej zachodzi ono bardzo szybko, dwa autobusy w tym dniu jeżdżą do 16:45, a później aż do niedzieli nie wydostalibyśmy się z Be`er Sheva. Jednak wszystko ułożyło się jak trzeba, dotarliśmy do stolicy pustyni Negew i po szybkim zakupie wody i wybornej izraelskiej kawy mielonej rozsiedliśmy się w autobusie numer 64 aby kierować się do startu naszego treking czyli przystanku Tsiporim (Tsiporim Junction). Po drodze przejechaliśmy przez dwa Kibuce, to takie Izraelskie odpowiedniki naszych PGR-ów, ot wygląda to jak małe miasteczko, gdzie hoduje się krowy, ryby, uprawia ziemię etc. aby wjechać na teren kierowca musiał otworzyć bramę, ot taka ciekawostka w czasie podróży. Cena biletów to 15 szekli za bilet Tel Awiw do Be`er Sheva i dokładnie tyle samo z Be`er Sheva do Tsiporim Junction, oczywiście na osobę.
Około 16:00 wysiadamy na skrzyżowaniu i ruszamy na szlak, szukamy czerwonych oznaczeń aby wejść w Wadi of Hawarim oj to jest to co lubię, dolina wyrzeźbiona przez okresowe rzeki. Rewelacja, skały piaskowca wytarte przez erozję szkoda tylko, że czas tak szybko ucieka a co za tym idzie zrobiło się ciemno :/ no cóż zakładamy czołówki bo w pewnym momencie zniknęły nam oznaczenia szlaku i trochę pobłądziliśmy, ale bezproblemowo wróciliśmy z powrotem na szlak GPS, otuchy dodały nam rodzinne wycieczki (dzieciaki wraz z rodzicami), które w tym czasie z czołówkami również śmigały po wadi 🙂 tak się jakoś porobiło, że trasa wydłużyła nam się o ponad 2 kilometry, ale nie żałujemy bo mimo tego, że niewyspani bo na nogach od 1 w nocy to jednak widoki i klimat doliny był niesamowity.
Około 19:00 dotarliśmy do pola campingowego znajdującego przy wejściu do parku Ein Avdat Nature Reserve. Kamping przywitał nas dwoma wygódkami i brakiem wody, niby w pobliżu jest rzeka ale okresowa 🙂 więc dupa ale wodę mamy to nie jest źle, rozbijamy namiot. W trakcie rozbijania namiotu odwiedził nas Ranger parku, ale z racji tego, iż niezbyt nam to szło nie zadawał nam pytań i pozwolił walczyć z naszym nowym namiotem MSR, stwierdził tylko, że przyjdzie później z nami pogadać i w sumie już nie przyszedł, bo rozbicie namiotu i kolacja nam trochę zajęła, a że byliśmy turbo zmęczeni podróżą, to nas bardzo szybko odcięło 🙂 W nocy obudziłem się na siku i … omg jak ładnie, księżyc w pełni, okolica cudownie oświetlona, wzgórza, wadi po prostu czad, wracając obudziłem Bożenkę namawiając ją na obserwację okolicy, no i przy okazji na siku w ekologicznych wygódkach 🙂
Ranek przywitał nas świeżym chłodnym powietrzem, zjedliśmy śniadanie i w sumie mając niespełna półtora litra wody ruszyliśmy na najdłuższy odcinku naszego trekingu. Po drodze miały być dwa zbiorniki wodne, a na końcu stacja benzynowa więc powinno być ok, temperatura też jest całkiem, całkiem bo troszkę ponad 20 stopni w dzień, a w nocy spada do 5-6 stopni, zaczynamy wspinaniem się na zbocze wzgórza Divshon, skąd rozpościera się świetny widok na Wadi i oddalone od nas miasteczko Midreshet Ben Gurion, którego światła w nocy były fajnie widoczne, gdy szliśmy do campingu.
Na górze teren się wypłaszcza i po drodze trafiamy na beduińską kawiarnię. Taki fajny przerywnik na trasie, pewnie w sezonie można tam napić się herbaty, ale obecnie nikogo tam nie było. W oddali widać beduińską wioskę ale nie chcieliśmy zawracać głowy i po sesji zdjęciowej ruszyliśmy dalej w mały kanion, oj widok super, pod nami przepaść tak z 20-30 metrów a w dole widać nawet kałuże wody 🙂 chwila przerwy i ruszamy do kanionu Ein Akev, gdzie podobno możemy wykąpać się w chłodnej wodzie spływającej do zbiornika po jego skałach. Po kilku klamrach i błotnistym szlaku docieramy do bardzo urokliwego oczka wodnego, no wreszcie jest woda i to całe mnóstwo, wygląda nawet na czystą, nie jest źle. Nabieramy jej i gotujemy sobie kawusię a w międzyczasie zbiera się dość pokaźna grupka osób, co poniektórzy nawet zażywają kąpieli, my jednak się nie decydujemy, zalewamy kawę i czekamy aż się zaparzy delektując się przy tym widokiem kanionu 🙂 Kawa hmm jest ok, ale woda nie za bardzo skądś pamiętam ten smak, a no z Grenlandii … pijemy sobie słoną kawę, nie jest to jakoś specjalnie mocno słone jak woda w oceanie, ale czuć wyraźnie posmak soli, no cóż jakoś kawę wypiłem, Bożenka po połowie zrezygnowała, a ja jeszcze wsunąłem liofilizat zalany soloną wodą, smakował całkiem całkiem. Najedzenie ruszamy dalej, po drodze spotykamy Rangera poznanego dzień wcześniej, krótka rozmowa na temat tego gdzie idziemy i się rozstajemy, życzy nam jeszcze na do widzenia przyjemnej podróży.
Trasa wiedzie nas Narodowym Szlakiem Izraela, korytem rzeki okresowej Nahal Akev, teoretycznie coś tam płynie ale wodą bym tego nie nazwał, miejscami rośnie coś a la nasz tatarak ale wygląda to tak jakby miał stamtąd wyskoczyć na nas krokodyl albo inny dziwny stwór 🙂 Idziemy w górę rzeki, gdzie mamy dotrzeć do małego zbiornika wodnego Upper Ein Akev, gdzie podobno możemy się umyć … podobno 🙂 tatarak i woda w ilości znikomej do tego wyglądająca niezbyt ciekawie. Zostawiamy plecaki przy wielkim kamieniu, a ja ruszam jeszcze kawałek w górę znaleźć miejsce, gdzie woda wyglądałaby bezpieczniej 🙂 Nie pytajcie mnie gdzie nabrałem wody, ale mamy dwie butle i nadzieję, że nie jest słona. Robimy herbatę i … omg znowu słona feee pić mi się chciało więc zmęczyłem kubek tego posolonego trunku 🙂 Zostało jakieś 5 kilometrów do stacji benzynowej więc tam na pewno napiję się normalnej wody. Ruszamy, tym razem musimy się trochę powspinać w skale, ale idzie nam to dość sprawnie i już po chwili wypłaszczeniem zasuwamy zgodnie ze szklakiem w kierunku naszego wodopoju 🙂 Zamierzaliśmy jeszcze odwiedzić starożytne miasto Avdat, ale jakoś minęliśmy szlak i nie chciało nam się wracać bo powoli zbliżał się zachód słońca.
W oddali widziałem już reklamę stacji benzynowej, ale mimo że zaczynało się ściemniać reklama nie była oświetlona, co źle wróżyło. Podchodzimy coraz bliżej, widać samochody podjeżdżające do dystrybutorów, czyli jesteśmy uratowani, co najlepsze podchodząc bliżej zauważamy logo McDonalda, to już jest mistrzostwo świata na środku pustyni mamy McDonalda. Oj czego tam nie było z pyszności, najedzeni i z zapasem wody ruszyliśmy w kierunku kampingu czyli opuszczonego kamieniołomu, gdzie według wytycznych powinniśmy się rozbić. Około dwa kilometry od stacji benzynowej był nasz kamping a raczej plac w miarę płaski i bez kamieni, gdzie rozbiliśmy namiot. Wokół żywej duszy, kamieniołom, namiot i my do tego pełnia, scenariusz rodem z horrorów klasy B, ale jak to z reguły bywa noc przebiegła spokojnie, nie licząc idealnego wyczucia czasu mojego pęcherza, czyli musiałem się udać w tajemnicze miejsce dokładnie o północy 🙂
Rano zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy dalej na szlak, gdzie po drodze zdobyliśmy szczyt Mt. Arkov, z którego rozpościerał się świetny widok na okolicę, po drodze można trafić na malunki skalne, które podobno zostały stworzone na przestrzeni wieków przez miejscowych nomadów, ale co do wieku napisów byłbym bardzo sceptyczny, bardziej wyglądało to jak współczesne malunki stylizowane na wiekowe. Ze szczytu wychodzimy na pustkowie, gdzie wojsko izraelskie zafundowało nam pokaz lotniczy. Niedaleko miejsca trekingu znajduje się baza lotnicza i dzięki temu mieliśmy okazję zobaczyć F-35 ćwiczące w tym rejonie i tak minęła nam ponad godzina, aż wystraszyliśmy się, iż lecący helikopter to akurat leci po nas 🙂 Szlak przecinał pustkowia, aż doszliśmy do punktu wyjścia czyli przystanku Tsiporim Junction, gdzie po około 30 minutach autobusem 65 jechaliśmy do miejscowości Mitzpe Ramon, tym razem nie za 15 szekli a za 12.
Autobus zawiózł nas na końcowy przystanek, gdzie zaczęliśmy szukać naszego lokum na noc, według śladu GPS miało to być proste, ale jak to czasem bywa, znalezienie adresu było nadwyraz trudne. Przydała się też znajomość języka rosyjskiego, ale finalnie odczytałem maila od właścicielki mieszkania i bezproblemowo trafiliśmy do kociej alei, gdzie wynajmowaliśmy pokój w Divine Desert Den z niesamowicie sympatyczna właścicielką Udiyah, miłośniczką kotów 🙂 przed którymi nas też przestrzegała, bo potrafiły sobie same otworzyć drzwi i wejść do mieszkania. Dostaliśmy przytulny pokoik z grzejnikiem, jakby nam było zimno. Szybka kąpiel i poszliśmy spać, nazajutrz zapowiadał się bardzo ciekawy dzień ze zwiedzaniem Krateru Ramon.
Krater Ramon jedna z najbardziej spektakularnych formacji geologicznych na pustyni Negew w Izraelu. Krater powstał w wyniku erozji ziemi. Jego długość wynosi 40 km, szerokość 9 km, a głębokość 300 m (tyle za Wikipedią) taka atrakcja to stricte dla nas jak najbardziej 🙂 Żegnamy się z Udiyah i ruszamy szukać poczty, aby wysłać kartki Ance i Zdzichowi, poczta się znalazła ale uznaliśmy, że kartki puścimy później i najpierw zjemy śniadanie, czyli dwa kawałki pizzy i jakiś napój z miejscowego straganu 🙂 Syci ruszyliśmy zobaczyć kanion i powiem tyle … szczęka nam opadła, widok jest cudowny, do tego mieliśmy znowu element Top Gun czyli przelatujące wzdłuż krateru myśliwce F-35, oraz grupę żołnierzy kobiet (w Izraelu kobiety normalnie muszą odbyć obowiązkową służbę wojskową). W międzyczasie ugotowaliśmy sobie jeszcze kawę, delektując się widokiem krateru. Wszystko co dobre musi się skończyć, więc i my ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego linii 65, po drodze zahaczając jeszcze o pocztę, gdzie spotkaliśmy Udiyah 🙂 Kartki wysłane, ruszamy trasą do Be`er Sheva po drodze zahaczając o bazę lotniczą, z której samoloty podziwialiśmy na pustyni, do końca trasy podróżowaliśmy w asyście żołnierzy, bezpieczeństwo ponad wszystko 🙂 Dalsza trasa do Tel Awiwu i na lotnisko nie była już tak emocjonująca jak pierwszy jej odcinek, podobnie było z lotniskiem. Naczytaliśmy się różnych strasznych historii o izraelskich pogranicznikach, a jak to mówią strach ma wielkie oczy. Żółta naklejka na paszport zaczynająca się od numeru 2 (im niższy numer tym lepiej) nie wróżyła nam żadnych przygód, wszystko przebiegło w bardzo miłej atmosferze i tak mieliśmy ponad 2 godziny do startu.
Do Izraela jeszcze wrócimy, jest to świetny kraj dla osób mających po raz pierwszy styczność z Bliskim Wschodem, dobry transport, życzliwi i sympatyczni ludzie do tego cudowna przyroda i piękne widoki 🙂
Trochę praktycznych rad:
- bilet liniami Wizzair Kraków – Tel Awiw – 179 zł (dwa bilety z bagażem rejestrowanym)
- bilet liniami Wizzair Tel Awiw – Katowice – 446 szekli (ok. 500 zł dwa bilety z bagażem rejestrowanym)
- Trasy autobusowe: Tel – Awiw – Be`er Sheva; Be`er Sheva – Tsiporim Junction; Mitzpe Ramon – Be`er Sheva; Be`er Sheva – Tel – Awiw – 15 szekli każda od osoby, Tsiporim Junction – Mitzpe Ramon – 12 szekli od osoby
- karta SIM – 175 szekli
- Pociąg Tel – Awiw (HaHagana) – lotnisko – 16 szekli
- Revolut w czerwonych bankomatach na lotnisku – brak prowizji
- Nocleg w Mitzpe Ramon – Divine Desert Den – 220 szekli
Ślad trasy GPS trekkingu Avdat Plato Loop na pustyni Negew: