... czyli podróże małe i duże ...

Świat

… czyli gdzie ostatnio byliśmy 

 

 

2024

Francja, Cavaillon

6 – 9 kwietnia

Francję odwiedzaliśmy rzadko i to głównie z racji braku bezpośrednich lotów do miejsc, które by nas interesowały (Paryż to tak średnio). Tym razem wypatrzyliśmy Marsylię. Sama Marsylia to interesowała nas tylko z dworca kolejowego Vitrolles Aéroport Marseille Provence, aby dojechać do malowniczej miejscowości Cavallion. Tam już czekała na nas Via Ferrata de Cavallion i w sumie trzy dni wspinania.

***

 

Słowacja, Liptovské Revúce, Dwie Wieże

23 marzec

Mieliśmy lecieć do Włoch ale nad Lecco cały weekend miało padać, no to gdzie jedziemy? Liptovskie Revuce i Dwie Wieże a co za tym idzie via ferraty. Pogoda na medal do tego znowu wszystkie ferraty tylko dla nas, jesteśmy tam sami.

***

 

Słowacja, Liptovské Revúce, Dwie Wieże

16 – 17 marzec

Było nam mało i wracamy na dwa dni. Pierwszy dzień pogoda tak średnio dopisała. Baliśmy się, że zacznie padać, ale jakoś się utrzymało, do tego skała była sucha. Drugie dzień, słoneczko i ciepełko. Jak zawsze Dwie Wieże nas nie zawiodły.

***

 

Słowacja, Liptovské Revúce, Dwie Wieże

4 marzec

I zaczynamy sezon. Mamy bardzo blisko, a że zrobił się wolny poniedziałek, to trzeba było skorzystać. Praktycznie na via ferracie jesteśmy sami, a nawet pogoda dopisała 🙂

***

 

Salwador, Santa Ana, Juayua, La Libertad

9 – 22 luty

Jakoś tak prawie rok do przodu kupiliśmy bilety do meksykańskiego Cancun, cena była atrakcyjna i tak jakoś wyszło. Z czasem zaczęliśmy robić rozpoznanie i zapaliła się czerwona lampka. Kurort, już raz mieliśmy wątpliwą przyjemność kilka dni przebywać w turystycznej miejscowości na terenie Egiptu i… powiedzmy, że było słabo. Ameryka Łacińska rządzi się swoimi prawami, a jednym takim są stosunkowo tanie loty do państw sąsiednich. Kolumbia fajna ale byliśmy już dwa razy, Panama fajna ale byliśmy, Gwatemala też, Kostaryki nie chcemy, bo to komercja. Salwador, hmm nie znamy, szybkie rozpoznanie. Strony polskiego MSZ nie zachęcają, ale podróżnicy tacy jak my piszą już coś innego. Kraj bezpieczny, ludzie przyjaźni, ceny niewygórowane, nie ma nachalnego zmuszania do przewodników. Na plus, że walutą Salwadoru jest amerykański dolar oraz bitcoin. Ten drugi nas tak średnio interesuje, ale dolarów mieliśmy trochę zachomikowane bo daliśmy sobie spokój z Afryką. Na resztę zapraszamy do pełnej wersji, która powinna być lada dzień, albo już jest 🙂

***

 

Włochy, Piza, Buti

27 – 29 styczeń

Włochy, Włochy, magiczne Włochy, bardzo lubimy tu wracać, a że mamy mnóstwo nieodkrytych via ferrat to wracamy często. Padło tym razem na miasto Piza znane z Krzywej Wieży do którego dolecieliśmy Ryanairem z Krakowa w godzinach wieczorowo-nocnych wraz z naszymi znajomymi Aurelem i Julką. Tu też mamy swoją bazę. Piza to miasto, gdzie z lotniska wszędzie blisko i można się spokojnie wszędzie poruszać na piechotę. Do lotniska mamy kilometr, tyle samo do dworca kolejowego, a do Krzywej Wieży raptem 3 km z lekkim hakiem. Przylatujemy w sobotę, a już w niedzielę ruszamy na stację kolejową, gdzie pociągiem w 15 minut dojeżdżamy do miejscowości Pontedera, aby stamtąd taksówką udać się do Buti (w niedziele nie jeżdżą autobusy), gdzie czeka na nas via ferrata Di Sant´Antone, wyceniona jako D (Difficile). Wszystko na niebie i ziemi wskazuje, że pójdzie łatwo. No cóż na starcie wita nas jakiś dziwny napis po włosku wskazujący, że coś jednak jest nie tak, idziemy do ściany, wszystko wygląda w porządku. W oddali widzimy wspinaczy, a po chwili dochodzą do nas dwaj Włosi, krótka wymiana zdań i ruszają przed nami. Finalnie na ścianę ruszam ja z Aurelem, dziewczyny wybrały trekking. W sumie nawet i dobrze, bo to jedna z dłuższych i dość wymagających via ferrat, do tego nie do końca jest otwarta. Finalnie spotkaliśmy się z dziewczynami na szczycie, radośnie poobijani ruszyliśmy do Buti i w odwrotnej kolejności wróciliśmy do Pizy, a że było nam jeszcze mało to poszliśmy podwędzić Krzywą Wieżę 🙂      

***

 

 

Portugalia, Madera

14 – 21 styczeń

Rozpoczęcie sezonu… i wracamy na kochaną Maderę. Lot jak to z nami bywa bez większych problemów. Program mamy napięty bo zaczynamy od Półwyspu św. Wawrzyńca, aby na drugi dzień już zniknąć na chłodniejszą północną część wyspy wiecznej wiosny do miasteczka Porto Moniz, gdzie już na starcie trafiamy na szlak Vigia skąd możemy popatrzyć z góry po ciemku na ocean. Następny dzień ruszamy na lewadę Ribeira da Janela, gdzie po 5 kilometrach przepędzają nas pracownicy wycinający drzewa, no cóż wracamy ale mamy mało i ruszamy na sąsiednią lewadę Moinho. Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, słońce, deszcz a nawet burze. Kolejny dzień ruszamy do sąsiedniego miasteczka Seixal, gdzie zatrzymujemy się w domu niczym z Harrego Potera, mamy kaplicę, bibliotekę i rustykalny klimat pokoju. Szybki rekonesans na miejscu i mamy swoją knajpę z pyszną poncha oraz… zagubione w lesie deszczowym wodospady w klimacie kolumbijskim. Piątek, ruszamy do clue naszego wypadu czyli mroczny, deszczowy, mglisty las. W Seixal mamy temperaturę około 20 stopni ale już w Fanal na 1200 m npm jest 9, pogoda jest idealna. Strasznie, mglisto, pada, dokładnie tak jak ma być do tego we mgle od czasu do czasu pojawiają się stwory z kosmosu… pasące się tam krowy. Las to jednak za mało i ruszamy na pobliską lewadę dos Cedros, która finalnie prowadzi do miasteczka Ribeira da Janela, tu okazuje się, że nie mamy autobusu. Krótka kalkulacja, to tylko 5-6 km więc idziemy z buta. Ruszamy opuszczoną starą drogą, jest niczym w The Last of Us klimat postapokaliptyczny, tunele, zerwane drogi, a jako wisienka opuszczona fabryka. Finalnie po przygodach z krabami i oceanem wracamy się i do Seixal idziemy 3 kilometrowym tunelem drogowym 🙂 Misja Madera zakończona sukcesem, zrobiliśmy wszystko co zaplanowaliśmy plus różne inne smaczki 🙂 a bym zapomniał odwiedziliśmy też czarną plażę.

***

 

 

 

 

 

 

Archiwum

2023

2022

2021

2020

2019

2018

2017